19 maja 2013

Bartosz II



- Wojtek, do jasnej anielki, gdzie ty mnie ciągniesz, człowieku?!
Byłem już mocno poirytowany. Ba, byłem już na granicy wytrzymałości, a pokerowa mina Wojtka, doprowadzała mnie do szału. Nie miałem zielonego pojęcia, co knuje mój przyjaciel; zdrajca, nie chciał nic powiedzieć. Mogłem się tylko domyślać, że to ma związek z moimi dzisiejszymi urodzinami, ale aż bałem się pomyśleć co te głąby wymyśliły. Bo Wojciech nie działał sam, tego byłem pewien.
- Przestać marudzić Krzychu, już jesteśmy prawie na miejscu.
- Od godziny to powtarzasz – mruknąłem, ale dalej posłusznie kroczyłem za Wojtkiem, spodziewając się najgorszego. Już sobie wyobrażałem te ich żałosne niespodzianki, które oni uważać będą za bardzo zabawne. Byłem pewien, że wszystko to pomysł Piotrka, a Wojtek oczywiście poprze wszystko co głupie i bezsensu.
- Wojtek, bo cię w końcu strzelę….
- Jesteśmy na miejscu – Wojtek nie dał mi dokończyć. Rozejrzałem się dookoła, z trochę zawiedzioną miną. Kumpel ciąga mnie pod całym Olsztynie, by ostatecznie przyprowadzić mnie pod Uranię. I to ma być zaskakujące. Chyba żenujące.
- I po jaką cholerę mnie tu przyciągnąłeś? – pytam i strząsam śnieg z kurtki. Pogoda nas nie rozpieszcza. Akurat w dzień moich urodzin musiał spaść śnieg, mimo, że poprzedniego dnia było całkiem przyjemnie. I ten okropny mróz. Uszy i nos tak mi przemarzły, że bałem się ich dotykać, a skostniałe palce próbowałem niezdarnie ogrzać trochę w kieszeniach od kurtki, ale na niewiele to się zdało.
- Nie gorączkuj się tak – fuknął Wojtek, a potem machnął na mnie konspiracyjnie, żebym się nachylił – Sprawa jest prosta. Umówiłem się tu z taką jedną. Tylko, że ona nie jest do mnie za bardzo przekonana. Wiem, z dobrego źródła, że jak przychodzi na nasze mecze to głośno ci kibicuje, więc teraz poczekasz tu na nią, a kiedy przyjdzie powiesz, że wypadło mi coś ważnego i nie mogłem pojawić się na czas. Zamiast mnie będziesz ty i w czasie jak będziecie na mnie czekali, to powiesz jej coś niecoś na mój temat. Tylko mów tak, żeby się do mnie przekonała. Kapujesz?
Poczułem coś zimnego w ustach i dopiero wtedy dotarło do mnie, że mam otwartą buzię i wpada do niej śnieg. Ten Wojtek już do reszty zdurniał. Przyprowadził mnie tutaj, bo chodziło mu o jakąś pannę.
- Ciebie do reszty powaliło?!
- Dobra, dobra. Czekaj tu, ja pójdę z drugiej strony i będę obserwował całą sytuację. Tylko postaraj się – popatrzył na mnie groźnie, po czym jak gdyby nigdy nic poszedł sobie i tyle go widziałem. Ten kretyn wymyślił taką durnotę, że aż się wierzyć nie chciało. Pewnie konsultował swój problem z Piotrkiem. Tylko dlaczego mnie w to wpakowali. Do cholery, dzisiaj moje urodziny. Powinni mnie na rękach nosić, albo chociaż głupie piwo postawić. A ja stoję jak ten bałwan i czekam nie wiadomo na co.
Po dwóch minutach miałem już dość, przeskakiwałem z nogi na nogę, żeby się jeszcze jakoś ogrzać i przeklinałem w myślach Wojtka. Ostatni raz zgadzam się na te jego powalone pomysły. A jak mnie dopadnie jakieś zapalenie płuc to on będzie się tłumaczył Radkowi i przynosił mi pomarańcze do szpitala. A jak już wyzdrowieje to zrobię mu prawdziwe piekło, oj tak…
- Bartek?
Tak mnie zaabsorbowało wymyślanie tortur dla Wojtka, że zupełnie nie zauważyłem kiedy podeszła do mnie jakaś dziewczyna. Spojrzałem na nią i zupełnie mnie zamurowało.
- Magda?
W tym momencie poczułem jak robi mi się gorąco, a po plecach przechodzą przyjemne dreszcze. To była Magda. Dziewczyna, która podobała mi się już od dłuższego czasu. Poznaliśmy się na jakiejś imprezie, Magda od razu wpadła mi w oko, ale jakoś nie miałem odwagi żeby ją poderwać. Potem kilka razy widziałem ją podczas meczy, ale wtedy też albo nie było czasu, albo była w towarzystwie zbyt wielu koleżanek.
A teraz przyszła na spotkanie z Wojtkiem.
- A gdzie jest Wojtek? – spytała, a ja tak się na nią zapatrzyłem, że kompletnie zapomniałem co mam jej powiedzieć.
- Wojtek? – powtórzyłem próbując na szybko przypomnieć sobie co kumpel kazał mi powiedzieć – On… no ten… kazał ci powiedzieć, że ja tu jestem za niego… bo on… Wymyślił, że się spóźni… To znaczy nie… on się na serio spóźni, bo… no ten… coś ważnego mu wypadło… tak, ale zaraz przyjdzie…
Magda, słuchając mojej bez składnej paplaniny, zmarszczyła czoło, a mi krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach.
- Bartek, dobrze się czujesz?
Myślałem, że się pod ziemię zapadnę. Ona miała mnie za jakiegoś wariata. Chociaż nie ma się co dziwić, gadałem od rzeczy. Ale co poradzę, jak na nią patrzę to zapominam o bożym świecie.
Chyba spaliłem buraka, bo poczułem jak palą mnie policzki i szybko odwróciłem głowę, żeby przypadkiem nie zobaczyła moich rumieńców.
- Czuję się świetnie – rzuciłem nie patrząc na nią. Z jednej strony to chciałem, żeby już sobie poszła, bo czułem, że zrobiłem z siebie idiotę, ale z drugiej to oddałbym wiele, żeby móc spędzić z nią trochę więcej czasu.
- Bartek, na pewno wszystko jest dobrze? – i jeszcze ten jej troskliwy ton głosu… Ja chyba oszaleję. Ale może kiedy oszaleję, to ona zacznie się mną opiekować?
- Ty na serio jesteś taki nieśmiały… - odwracam się i patrzę na nią nie wierząc w to co słyszę. A ona uśmiecha się, po czym łapie mnie za kurtkę i przyciąga bliżej siebie – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – szepce, po czym staje na palcach i całuje mnie w policzek. Stoję jak słup soli i nie wiem co mam zrobić, ani jak się zachować. Przecież to wszystko jest jakoś na opak. Wojtek, mój kumpel, zapomina o moich urodzinach, gania mnie po całym mieście, a na dodatek umawia się z dziewczyną, która mi się podoba i jeszcze każde mi zareklamować swoją osobę w jej oczach. A Magda, która wcale nie powinna wiedzieć o moich urodzinach, bo raptem wymieniliśmy tylko kilka słów, nagle składa mi życzenia. I to bardzo miłe życzenia. Nie ogarniam.
- Będziemy tu tak stać? Trochę zimno…
Jeszcze nie odzyskałem zdolności mowy i chyba ogólnie zdolności myślenia, bo z zaskoczeniem stwierdzam, że Magda ciągnie mnie za rękę i prowadzi wprost do Uranii.
- A Wojtek? – tylko tyle udaje mi się powiedzieć, na co Magda uśmiecha się zadziornie.
- Wojtek to twój prawdziwy kumpel – mówi i otwiera drzwi. Przemierzamy korytarz, by w końcu stanąć przed drzwiami hali.
- No to niespodzianka – mówi, a kiedy otwiera drzwi rozlega się jakiś głośny okrzyk. Patrzę i oczom nie wierzę. Te głąby zrobiły mi imprezę urodzinową. I to z jaką pompą. Jest tylko ludzi, że połowy nie ogarniam. Na przedzie stoją Wojtek z Piotrkiem, który trzyma jakiś olbrzymi tort i szczerzą się niemiłosiernie.
Pierwszy dopada do mnie Wojtek.
- Zamknij paszczę bo wszystkie muchy pozjadasz. A tak w ogóle to wszystkie najlepszego i takie tam – łapie za moją rękę i potrząsa nią – I jak się podoba prezent? – pyta, uśmiechają się chytrze. Nie kumam o co mu chodzi, bo jeszcze nic mi nie dał, ale Wojtek nieznacznie wskazuje na stojącą z boku Magdę i wszystko zaczyna być jasne.
- Wojtek, ty konspiratorze – ściskam go mocno, a Wojtek jęczy, że to pomysł Piotrka, którego też potem ściskam.
Zabawa trwa do białego rana, ale ja bawię się tylko w towarzystwie jednej osoby. Tej, która swoim pojawieniem się sprawiła mi najpiękniejszy prezent.

***
Krótka, lajtowa i banalna historia.
Kozłowski w Resovii? Miał być Savani...