19 września 2013

Łukasz

A beautiful lie - 30 Seconds To Mars

Padasz na łóżko. Puste łóżko. Po omacku szukasz ramion żony, choć doskonale wiesz, że dzisiejszej nocy nie czekały na ciebie. Mieszkanie jest puste, łóżko jest puste. Tylko życie jakby czymś wypełnione.
W ręku miętosisz zdjęcie i mimo ciemności patrzysz na nie. To takie niedorzeczne, a jednak prawdziwe. Życie lubi sobie kpić.
Telefon informuje o nowej wiadomości. Masz ochotę rzucić nim o ścianę, ale wystarczy jedno spojrzenie na wyświetlacz, byś zmienił zdanie. Jakie to zdumiewające, że przez te wszystkie lata nadal posługiwała się tym samym numerem. Jakby czekała na jakiś sygnał od ciebie. A ty byłeś głupcem.
Łukasz, Franek nic nie wie. I niech tak zostanie. Jest szczęśliwy i nie pozwolę by ktoś to zepsuł. Żyj tak jak dotąd. Musiałam ci powiedzieć. Żegnaj.
Czytasz te wiadomość, w kółko, od początku. Franek. Jest szczęśliwy. Franek.
Rzucasz telefon, który odbija się od ściany i pada na podłogę. Gnieciesz zdjęcie by za chwilę je rozprostować. Nie wiesz co masz robić. Gdybyś tam nie poszedł, nic byś nie wiedział. Teraz nic nie możesz zrobić. Nic.
Po co tam poszedłeś…?

Początkowo przeklinałeś w myślach te wszystkie portale społecznościowe i poczty elektroniczne. Dawni znajomi wręcz zasypywali cię zaproszeniami. Czułeś trochę obaw przed spotkaniem ze starą klasą. Mimo, że kiedyś byłeś dość lubianą osobą, to nie mogłeś przewidzieć jak na twój widok zareagują znajomi. Mogłeś spodziewać się wszystkiego. W końcu byłeś nie byle kim. Stanowiłeś część drużyny, która już od kilku lat była jedną z mocniejszych ekip na międzynarodowych parkietach, a ostatnio stałeś się głównym reżyserem gry narodowej reprezentacji. Popularność nie uderzyła ci do głowy, nadal byłeś tym uśmiechniętym chłopakiem z niewielkiej miejscowości, który cierpliwie piął się w górę.
Gdy twoja żona nie wyraziła większego zainteresowania zjazdem klasowym i ty postanowiłeś go sobie odpuścić. Kiedy jednak odpowiedź z odmową dotarła do organizatorów, zostałeś zbombardowany namowami by jednak przyjść. Skapitulowałeś. Na klasowym zjeździe miałeś pojawić się na chwilę i bez partnerki. Przyjść, pokazać się, tak by potem dawni znajomi nie zarzucili cię zdjęciami i wiadomościami, informującymi jak wiele straciłeś.
W sumie to nawet byłeś ciekawy jak ludzie z którymi spędziłeś szkolne lata zmienili się, kim są, co osiągnęli. Ty miałeś się czym pochwalić, ale z drugiej strony nie chciałeś wzbudzać zbytniego zainteresowania. To, że byłeś znaną osobą nie przeszkadzało ci w byciu normalnym człowiekiem.
Było ci trochę nie na rękę, że musisz iść tam sam. Żona ograniczyła się jedynie do przygotowania ci odpowiedniego stroju i życzenia udanej zabawy. Sama udawała się na wizytę do rodziców.
Pokręciłeś głową. Zawsze bawicie się razem. I tylko wtedy zabawa jest udana. Tym razem jedziesz tam tylko odbębnić swoją powinność, żeby potem mieć święty spokój.
Musisz przyznać, że starzy znajomi wybrali świetne miejsce na imprezę. Wielki budynek, z olbrzymią salą balową idealnie pozwala na to, by nie rzucać się w oczy. A tobie właśnie o to chodzi. Spotkać się z tym kim trzeba, wypić jednego drinka i tłumacząc się zobowiązaniami w pracy, szybko się zmyć. Twoje plany jednak legą w gruzach, kiedy dopada cię kumpel z ławki, któremu towarzyszy długonoga małżonka. Zaczynacie wspominać dawne czasy, po chwili dołącza do was reszta klasowej paczki i przez chwilę masz wrażenie, że czas się cofnął, a ty znów masz te naście lat i zupełnie inaczej patrzysz na świat. Korzystając z dobrze wyposażonego barku, wspominacie dawne czasy i licytujecie się kto więcej osiągnął. Wielu dopytuje o twoją żonę, ale zbywasz ich lakonicznymi odpowiedziami. Patrząc jak koledzy świetnie bawią się ze swoimi partnerkami, trochę ci żal, że twoja nie wyraziła chęci by ci towarzyszyć.
Miałeś pobyć tu tylko przez chwilę, ale ta chwila zaczęła zmieniać się w godzinę. Koledzy nie chcieli słyszeć o tym, że musisz już wyjść. Kiedy po raz kolejny próbowałeś przekonać kumpla, że już czas na ciebie, ten szturchnął cię w ramię i wskazał na osobę, która spóźniona, nieśmiało rozglądała się po sali. Aż otworzyłeś usta ze zdumienia. Nawet po tylu latach znów dane było ci poczuć ten przyjemny ścisk w jamie brzusznej, jakby organizm nadal pamiętał…
Miałeś wrażenie, że nic się nie zmieniła. Obserwowałeś ukradkiem, jak pośród tańczących odnajduje swoje dawne koleżanki, jak tłumaczy im coś, lekko gestykulując dłońmi. Chłonąłeś jej widok, by po tylu latach znów się nim nasycić.
Gapiłeś się na nią, a obok ciebie kolega uśmiechał się znacząco. On jedyny wiedział jakim uczuciem kiedyś ją dążyłeś. Wtedy można było uznać to za szczeniackie, teraz miałeś wrażenie, że powraca. Ukryte gdzieś w głębi twojej duszy, wypływa na powierzchnię i zalewa cię całego: od stóp w twoich ulubionych butach, aż po potraktowane żelem włosy.
Przecież to niemożliwe, żeby po tylu latach zrobiła na tobie aż takie wrażenie…
Kolega popycha cię w jej stronę. Po prostu, podejść i przywitać się. Tak jak robią to cywilizowani ludzie. Przecież to miłe spotkać się tak po latach, pogadać…
Mielibyście sobie wiele do wyjaśnienia. W końcu tyle niewypowiedzianych słów zostało pomiędzy wami, a los nie dał wam szansy byście mogli je usłyszeć. Więc może teraz jest dobry czas. Tylko czy warto wracać do przeszłości, skoro każde z was na swój sposób już poukładało życie. Po co burzyć tę harmonię na którą każde z was tak długo pracowało? Nie warto…
W końcu i ona cię zauważa. Przez moment widzisz jak zdziwienie maluje się na jej twarzy, a potem szybko odwraca wzrok, udając, że byłeś tylko przewidzeniem, które niekontrolowanie pojawiło się w jej świadomości. Takie, o którym chce się jak najszybciej zapomnieć, które nie budzi dobrych uczuć. To tylko utwierdza cię w przekonaniu, że im szybciej sobie wszystko wyjaśnicie tym lepiej. A skoro los dał wam taką szansę, to musicie ją wykorzystać. Ty musisz.
Zbierasz w sobie całą odwagę i ruszasz w jej kierunku. Masz wrażenie, że czuje się przytłoczona, a nawet zaszczuta. To niedorzeczne. Ty zawsze dawałeś jej wolność. A może to ona tobie… To chyba ta wolność was zniszczyła.
Podchodzisz i stajesz przed nią, a w głowie masz zupełną pustkę. Te piękne sentencje, które miałeś ułożone wywietrzały z niej zupełnie. Czujesz się jak idiota, a jej spuszczony wzrok nie pozwala ci wyrwać się z tego stanu. Stoicie w prowizorycznej ciszy, bo przecież wokół was odbywa się zabawa z głośną muzyką i całą gamą ludzkich rozmów. Tylko wy jakby zapomnieliście na czym polega komunikowanie międzyludzkie…
To ona odezwała się pierwsza. Jakby ta cisza między wami kuła ją tak jak ciebie. Rzuciła zwykłe, neutralne Cześć, ale dla ciebie to brzmiało jak zachęta. Teraz już nie miałeś nic do stracenia, za to wiele do zyskania. Mogłeś uratować zagubioną dawniej przyjaźń.
Warunki do rozmowy nie były zbyt korzystne, więc zaproponowałeś wyjście na zewnątrz. Z lekko przestraszoną miną zgodziła się. Wtedy też dostrzegłeś na jej smukłym palcu złotą obrączkę. Coś zakłuło cię w serce.
Księżyc, choć nie w pełni ukazywał swe oblicze i tak pięknie odbijał się w jej oczach. Nocne, letnie powietrze owiewało wasze twarze i ciała. Wahałeś się tylko przez moment; twoja marynarka spoczęła na jej ramionach, a z jej ust padło ciche: Nie trzeba.
Nie łatwo jest zacząć taką rozmowę. Nie łatwo jest wrócić do momentu, kiedy wasze drogi się rozeszły. A jednak oboje odczuwacie potrzebę by jeszcze raz przez to przejść. Może to pozwoli wam zrozumieć… Choć czasami lepiej jest żyć w nieświadomości; tym błogim stanie niewiedzy.
Mimo to zaczynacie rozmawiać. O was. Nie o tym co było między wami, ale o tym co każdemu z was przytrafiło się od chwili, gdy widzieliście się po raz ostatni. I tak dowiadujesz się, że skończyła studia, że założyła wydawnictwo, że jej miłość do literatury nie wymarła, ale wręcz kwitnie, bo jest w trakcie pisania własnej książki. Jej pierwsze literackie dziecko. Bo takie w sensie fizycznym już posiada. Wyjmuje nawet zdjęcie, na którym troje ludzi uśmiecha się do obiektywu. Ona, z długimi jasnymi włosami, które rozwiewa wiatr, oparta na ramieniu wysokiego bruneta o ostrych rysach twarzy i poważnym spojrzeniu. I ich syn. Wysoki, szczupły chłopak, z burzą ciemnych włosów i piłką do siatkówki, którą trzyma w ręce.
Oczyma wyobraźni widzisz na tej fotografii swoja rodzinę. Ty, twoja żona i wasze dziecko. Twoje jedyne niespełnione marzenie…
Widok tego chłopca zaczyna kuć cię w oczy. A może to ta piłka. Twoje dziecko też pewnie od najmłodszych lat wsiąkałoby tą atmosferę, a z upływem lat samo zdecydowałoby czy chce podążać twoją ścieżką czy obrać zupełnie inny kierunek.
Ostatni raz patrzysz na chłopca. Może mieć dwanaście lat. To by oznaczało, że urodził się rok po tym jak zdaliście maturę. I potwierdziłoby twoje przypuszczenia. Ona naprawdę cię wtedy zdradziła…
Jej towarzystwo staje się dla ciebie uciążliwe. Zastanawiasz się jak pożegnać się by nie sprawić jej przykrości, choć w głębi duszy chciałbyś, żeby nadal płaciła za to co zrobiła w liceum.
W końcu bez słowa odwracasz się i chcesz odejść, ale jej cichy krzyk każe ci się zatrzymać. Patrzysz jej w oczy, znów możesz się w nich zatopić jak w bezkresnym oceanie i już wiesz, że ona wie jakie myśli błąkały się w twoim umyśle; że wróciłeś do tamtej sytuacji sprzed lat.
Nie płacze, jej oczy nie lśnią od łez i to sprawia, że nie uciekasz przed jej wyjaśnieniami, chcesz jeszcze raz przejść przez tą historię.
Nie zdradziłam cię Łukasz. Nigdy cię nie zdradziłam.
Nie wierzyłeś w to. Przez te wszystkie lata nie potrafiłeś w to uwierzyć. Pokazałeś jak nic niewarte było twoje zaufanie.
Dostrzegasz w jej spojrzeniu żal. Gdybyś wtedy nie był takim nadętym dupkiem to wysłuchałbyś jej wyjaśnień. Może wtedy przyszłość byłaby zupełnie inna…
Nie masz prawa narzekać. Nie masz prawa zastanawiać się co by było gdyby. Jesteś szczęśliwy.
Wierzę ci.
Tylko czy teraz to cokolwiek zmieni? Czy to ma jakiekolwiek znaczenie?
Ona też wie, że nie. Każde z was poszło w swoją stronę. Nie ma już takiej mocy, która kazała by wam zawrócić.
Kiwa głową, a jej złotymi włosami zaczyna bawić się wiatr. Łapie cię ochota by zanurzyć w nie dłonie, by napawać się ich gładkością i delikatnością. Nie możesz. Ta przyjemność zarezerwowana jest dla tego bruneta o ostrych rysach.
Krępująca cisza spływa na was i oboje boicie się ją przerwać. W końcu ona wciska ci w rękę kolejne zdjęcie, które wyjęła z torebki. A potem szybko odchodzi nim zdążysz ją zatrzymać.
Na fotografii jest tylko ten chłopiec. I ten jego radosny błysk w oczach.
Odwracasz zdjęcie, bo nie możesz już patrzeć na to szczęśliwe dziecko i dostrzegasz, że na odwrocie jest wiadomość dla ciebie. Poznajesz jej charakter pisma. Kształtne litery, to charakterystyczne „F”. Napisała tylko datę i imię. Wpatrujesz się w te cyfry i twój umysł samoistnie wykonuje niezbędne obliczenia. Jak grom z nieba spada na ciebie prawda, której kilkanaście lat temu nie chciałeś słuchać, bo byłeś głupcem, który patrzył na świat tylko przez pryzmat swojej dumy.   
Rzucasz się w pościg, ale już na starcie wiesz, że nie masz szans. Już jej nie znajdziesz. Przepadła ostatnia szansa. A ona dała ci to zdjęcie bo chciała, żebyś wiedział. Bo masz prawo wiedzieć.
Twarz chłopca śmieje się do ciebie z fotografii, a ty przesuwasz palcem po jego policzkach i nie możesz uwierzyć.
Już od dawna twoje największe marzenie spełniło się, a ty niczego nieświadom przeklinałeś los.
Masz syna.

Sen nie chce nadejść. Nie chce ukoić skołatanych nerwów, odpędzić niechcianych myśli, choć trochę złagodzić ból. Syn. Takie zupełnie naturalne, ale jakże magiczne słowo.
Musi być do ciebie podobny. Kocha siatkówkę. Może kiedyś będzie wielkim graczem. A ty nie będziesz mógł wykrzyczeć całemu światu, że jesteś z niego dumny. On sam nigdy się o tym nie dowie.
Walka nic nie zmieni. Może tylko zepsuć. Sprawić jeszcze większy ból. W tej rozgrywce musisz spasować. Ale to zdjęcie…
Chowasz obraz chłopca głęboko w sercu, a potem idziesz do łazienki, gdzie obok świeczek znajdujesz zapałki. Ognisty płomień trawi uśmiech tego dziecka. Razem z nim płonie coś w tobie.
Koniec gry.

***
Ani trochę się nie zdziwię jeśli nic nie zrozumiesz, bo mi samej ciężko było przez to przebrnąć.
Jutro już mistrzostwa, wielkie nadzieje, presja, oczekiwania. Życzę chłopakom, żeby czerpali z gry jak najwięcej radości, a wyniki same przyjdą.
Specjalne życzenia również dla Łukasza K., który w piątek skończy 33 lata. Ta zagrywka w Połtawskiego z meczu Polska – Rosja 2006 zostanie już ze mną na zawsze.
Przeczytałam dziś wywiad z Gyorgy’em i prawie się popłakałam. Jemu tez życzę jak najlepiej.
To tyle. Kolejna historia za miesiąc.

19 sierpnia 2013

Aleh


- Aleh, pomożesz mi?
Achrem ochoczo przytaknął i złapał za ucho wielkiej torby. Jej właścicielka posłała mu w podziękowaniu uśmiech i ruszyła w kierunku wejścia do hotelu.
- Moja siostra znów cię wykorzystuje? – Mieszko stanął obok przyjmującego i zerknął z ukosa na bagaż należący do dziewczyny.
- Tylko pomagam jej wnieść torbę, przecież wiesz ile rzeczy kobiety zabierają ze sobą…
- Dobra, dobra. Michalina cię wykorzystuje. Pogadam z nią.
Achrem popatrzył na oddalającego się statystyka. Przez myśl mu przeszło jak mało na temat swojej siostry wie Gogol. Do niedawna Białorusin też nie wiedział nic. Aż nadeszły ćwierćfinałowe mecze w Bełchatowie.

Michalina pojawiła się właściwie z dnia na dzień. Przyszła na ostatni trening przed meczem z Gdańskiem i Gogol przedstawił ją jako swoją siostrę. Potem Andrzej poinformował ich, że Michalina będzie pomagać bratu i na meczu z Treflem siostra Mieszka siedziała już za stolikiem statystyków, ubrana w czerwoną koszulkę polo.
Aleh zamienił z nią może dwa słowa, kiedy jako kapitan drużyny powitał ją w swoim zespole.
Na dwóch pierwszych ćwierćfinałowych meczach ze Skrą już jej nie było, ale Achrem nie miał głowy by dochodzić dlaczego. Przed wyjazdem do Bełchatowa pojawiła się, a pytania o jej nieobecność zbywała jakimiś lakonicznymi odpowiedziami.
Alenie miał głowy by dociekać gdzie się podziewała i właściwie mało go to interesowało. W całości pochłonęła go batalia z bełchatowską Skrą. Na pierwszy przegrany mecz zareagował bardziej nerwowo niż powinien. Trudno się dziwić. Mieli zwycięstwo w całej rywalizacji na wyciągnięcie ręki. Coś nie wypaliło i mogli pluć sobie w brodę, że nie wykorzystali takiej szansy.
Co dziwne osobą, która denerwowała się najbardziej była Michalina. Aleh niechcący usłyszał jak płakała. Trochę go zdziwiło, że dziewczyna aż na takim poziomie emocjonalnym przeżywa ich porażkę. Jednak nie zawracał sobie tym głowy. Michalina była dla niego obcą osobą. A rozwiązanie zagadki miało nadejść samo…
Kiedy przegrali drugi mecz, Aleh poczuł jak zaczyna kiełkować w nim niepokój. Sytuacja wróciła do punktu wyjścia. Oba zespoły miały takie same szanse, choć Achrem chciał wierzyć, że to dla nich Podpromie okaże się szczęśliwe.
Jako ostatni udał się w kierunku szatni. Przechodząc obok toalet zauważył Michalinę w towarzystwie mężczyzny. Ten widok tak go zaintrygował, że schował się za jednym z filarów i wsłuchiwał w wyminę zdań prowadzoną przez tę dwójkę.
- Po co to, do cholery, przyjechałaś?! – nawet Aleh, choć stał w pewnej odległości, wyczuł jad, jakim przepełnione były te słowa.
- Daruj sobie Michał.
Głos Michaliny był nader spokojny. Aleh jeszcze bardziej nadstawił ucha.
- Posłuchaj Michalina, nie wiem co się roi w tej twojej ślicznej główce, ale jeśli zrobisz coś…
- Co zrobię Michał? – przerwała mu i Achrem wyczuł w jej głosie nutkę żalu – Powiem twojej żonie prawdę?
Zapadła ciężka cisza. Taka, która nie wpływa kojąco na rozmówców, nie uspokaja ich. Raczej powoduje jeszcze większe napięcie.
- Nie zrobisz tego.
Tym razem głos Winiarskiego wyraźnie drżał, jakby przyjmujący stracił całą pewność siebie.
- Dlaczego Michał? Dlaczego? – powtarzała Michalina – Ona też ma prawo poznać prawdę.
- Więc po to tu przyjechałaś, tak? – Aleh na moment wychylił się i dostrzegł sfrustrowaną minę przyjmującego i jego przydługie włosy, które targał dłońmi – Chcesz się zemścić, zniszczyć mnie…
- Chciałam – poprawiła go spokojnie – Po tym co mi zrobiłeś pragnęłam zemsty. Chciałam, żebyś cierpiał, tak jak ja cierpiałam.
Aleh, nadal nie widoczny dla dwójki rozmawiających, doskonale słyszał jak Michał ciężko oddychał. Michalina za to wyglądała jak skała, nic już nie było w stanie jej poruszyć. Była odporna na zachowanie Michała, na całą jego osobę.
- Ja nie zapomniałam… - powiedziała cicho i pokazała coś siatkarzowi na swoim lewym nadgarstku – Dobrze wiesz, że to zostanie ze mną już do końca życia.
- Nie dramatyzuj, możesz to w każdej chwili usunąć – rzucił Michał i odsunął do siebie rękę dziewczyny – Ale jeżeli ktokolwiek się dowie…
- Jak ty nic nie rozumiesz – westchnęła dziewczyna – Nie przyjechałam tu, by opowiadać wszystkim dookoła co się wydarzyło. Przyjechałam co chciałam się przekonać, że mój Michał się nie zmienił. Że nadal jest taki, jak tamtego popołudnia  kiedy zrobił mi niespodziankę, która każdego dnia miała mi o nim przypominać. Widzę, że się myliłam. Zmieniłeś się.
- Chyba nie zamierzasz mi prawić morałów, co? – mruknął Winiarski, a Aleh dostrzegł na jego twarzy wyraz lekkiego zmieszania. Jakby słowa dziewczyny trochę go poruszyły.
Michalina zaśmiała się cicho, choć był to raczej gorzki śmiech, pełen rozczarowania.
- Nie możesz wymazać mnie ze swojego życia, nie tak po prostu.
- Więc wróciłaś bo chciałaś mi przypomnieć o swoim istnieniu, tak? Żebym znów poczuł się winny…
- Chciałam przekonać samą siebie, że wtedy, kiedy zostawiłeś mnie samą z tym wszystkim, postąpiłeś słusznie.
- I co? Przekonałaś się?
- Nie, Michał. To ty mnie nie przekonałeś.
Aleh dostrzegł jak na twarzy siatkarza pojawia się coś na wzór zdziwienia i konsternacji.
- Powiedz w końcu czego chcesz, a nie zbywasz mnie tymi swoimi mądrymi gadkami – rzuciła niecierpliwie. Aleh miał wrażenie, że Michał czuje się jak w klatce, osaczony przez Michalinę i bolesną prawdę, która biła z jej słów.
- Nie martw się, nie zobaczymy się więcej. Zapomnisz o mnie szybciej niż sądzisz.  O ile już nie zapomniałeś… I mam nadzieję, że twoja rodzina jest szczęśliwa. Nawet z tą parszywą imitacją, którą muszą znosić każdego dnia.
Michał miał taką minę jakby Michalina uderzyła go w twarz. Ale ona tylko posłała mu ostatnie, pożegnalne spojrzenie i odwróciła się, zostawiając go z natłokiem uczuć i myśli.
Aleha tak zaintrygowała ta wymiana zdań, że zupełnie nie zauważył, że siostra Mieszka zmierza w jego stronę.
- Och… Co tu robisz?
Aleh najpierw długo przełykał ślinę, a dopiero potem odpowiedział.
- Właśnie idę do szatni – wyjaśnił. Zauważył, że oczy Michaliny dziwnie błyszczą, a jej wargi drżą – Wszystko dobrze? – postanowił udawać, że pojawił się tu przed chwilą. Nie chciał by dziewczyna wiedziała, że słyszał większość jej prywatnej rozmowy.
Michalina nie odpowiedziała tylko minęła go i szybkim krokiem odeszła. Aleh w pierwszym odruchu, chciał za nią pójść, ale w końcu doszedł do wniosku, że to nie jego sprawa. On też raczej by nie chciał by obcy ludzie wtrącali się w jego życie.
Tyle, że zapomniał o Michale. Przyjmujący nadal stał w tym samym miejscu, a wyraz jego twarzy nie zmienił się. Zauważył Alka, który zmierzał do szatani i dopiero wtedy jakby się ocknął.
- Aleh, czekaj… - zatrzymał Białorusina, a ten przyjrzał mu się z ciekawością. Nie miał pojęcia co dokładnie zaszło pomiędzy nim, a siostrą Mieszka, ale domyślał się, że to było coś poważnego.
- Słuchaj… Nie widziałeś może przed chwilą jak wychodziła stąd taka dziewczyna… Ładna, brunetka…
- Widziałem – odpowiedział Alek.
- Czy ona… czy ona płakała?
Aleh uniósł brwi, a Michał spuścił głowę.
- Nie. Ale wyglądała jakby jej się na płacz zbierało.
Michał spojrzał na niego krótko, po czym rzucając krótkie Dzięki szybko ruszył szukać Michaliny. Aleh zastanowił się chwilę, po czym podążył za nim.
Czuł się trochę nieswojo, ale ogarnęła go taka ciekawość, że zagłuszył sumienie i śledził Michała. Ten opuścił halę w poszukiwaniu siostry Mieszka. Michalina siedziała na murku z opuszczoną głową, jakby przed chwilą to ona usłyszała wiele przykrych słow. Aleh ukrył się za drzwiami, kiedy Michał powoli i niepewnie podszedł do niej.
- Michalina… Ty wiesz, że ja…
Dziewczyna podniosła głowę, a w jej spojrzeniu było coś takiego, że nawet Aleh poczuł się winny. Nadstawił ucho by nie uronić żadnego słowa.
- Tak Michał, wiem. Wiem wszystko, ale nadal nie rozumiem. Dlaczego nie powiesz jej wszystkiego? Wstydzisz się tego co się stało?
Aleh nie widział twarzy przyjmującego i nadal nie wiedział o czym mówi Michalina. Wszystko owiane było taką aurą tajemniczości. Pierwsze co Achremowi przyszło do głowy, to że ta dwójka miała romans. Ale on przecież znał Michała. On by tego nie zrobił swojej żonie.
- Posłuchaj mnie – w głosie siatkarza znów pojawiła się agresja, ale Aleh nie dostrzegł na twarzy Michaliny ani grama strachu – Nikt nie musi o niczym wiedzieć, jasne? To przeszłość i ona nie ma znaczenia…
- Nie ma znaczenia? – przerwała mu Michalina, a opanowanie w jej głosie zmieniło się w rozgoryczenie – Jak możesz tak mówić? Dla ciebie to naprawdę nic nie znaczyło?
Achremowi żal ścisnął serce. Przez oczy Michaliny przetaczały się kolejne emocje. Najdłużej zagościł w nich smutek.
- Michalina, dla mnie to też nie było łatwe, ale zrozum ja ma rodzinę, ułożyłem sobie życie…
- A ja umieram Michał.
Cisza jaka na nich spadła była bolesna. Aleh nie mógł uwierzyć w to co słyszy. W oczach Michaliny pojawiły się łzy. Michał stracił poczucie rzeczywistości.
- O czym… co ty mówisz?
Nawet jego głos utracił siłę. Aleh zakrył dłonią usta i z coraz większym niedowierzaniem czekał na to co się wydarzy.
- Umieram Michał. Tak jak umarł Szymek. To nowotwór.
Achrema uderzyła myśl, że wolałby nigdy tego nie słyszeć, nigdy tu nie być, nigdy tego nie przeżywać. Czuł się tak, jakby miał utracić coś cennego, a przecież to siostra Mieszka miała umrzeć… Gogol chodził taki radosny. Jakby nic nie wiedział.
- Michał idź już. Twoja rodzina na ciebie czeka.
Przyjmujący nie ruszył się z miejsca. Michalina otarła łzę z policzka i minęła go. Aleh patrzył jak odchodzi. Sam nie mógł ruszyć się z miejsca. Po chwili dobiegł go cichy, ale szarpiący za serce szloch Michała.

Achremowi bardzo ciążyła ta wiedza. Nie mógł normalnie patrzeć na Michalinę, nie mógł normalnie rozmawiać z Mieszkiem, który nadal nie był świadomy choroby siostry. Nie mógł skupić się na przygotowaniach do arcyważnego meczu z Bełchatowem.
Na dzień przed spotkaniem nie wytrzymał. Pojechał do domu Gogola i poprosił o możliwość rozmowy z jego siostrą. Mieszko, mocno zdziwiony całą sytuacją, zaprowadził go do pokoju Michaliny. Kiedy Aleh ją zobaczył, znów coś ścisnęło go za serce. Już dawno nie widział osoby tak przygnębionej i aż dziwił się, że jej brat tego nie dostrzega.
Michalina też była zdziwiona jego wizytą, bo patrzyła na niego z wyczekiwaniem aż ten zdradzi cel swoich odwiedzin. Aleh poczekał aż Mieszko zamknie drzwi. Uznał, że od razu powie Michalinie co mu leży na sercu, bez żadnego owijania.
- Słyszałem twoją rozmowę z Michałem w Bełchatowie. Przepraszam.
Sądził, że dziewczyna zwyzywa go od najgorszych. Że nawrzeszczy na niego. Że będzie musiał opuścić jej pokój.
Nie zrobiła nic takiego. Uśmiechnęła się smutno i wskazała mu fotel.
- Strasznie mi głupio, wiem, że nie powinienem – kontynuował, kiedy już usiadł – Ale po tym co usłyszałem nie mogę pozbierać myśli. Mieszko nie wie, prawda?
Michalina zaczęła wpatrywać się w swoje dłonie, a Aleh zauważył jak jej blade palce drżą.
- Mieszko myśli, że nadal mam depresję – odpowiedziała cicho – Nie potrafię powiedzieć mu prawdy. Nasi rodzice już nie żyją. Mamy tylko siebie. Jak mam mu powiedzieć, że niedługo zostanie sam?
Spojrzała mu prosto w oczy, jakby oczekiwała od niego odpowiedzi. Ale Aleh nie wiedział co jej powiedzieć. Nie wiedział co zrobić. Nie chciał nawet zastanawiać się jak on by w takiej sytuacji postąpił. To wszystko wydawało mu się zbyt mroczne.
- Michałowi też niepotrzebnie powiedziałam. Nie potrzebnie tam pojechałam, wtrącałam się w jego poukładane życie. Ale chciałam, żeby wiedział. Bo widzisz, on dla mnie był… chyba nadal jest kimś ważnym.
Aleh nie zastanawiał się nad tym co robi. Nie pomyślał, że w każdej chwili do pokoju może wejść Mieszko i to co zobaczy może wydać mu się co najmniej nie na miejscu. Aleh po prostu zerwał się z fotela, po to by usiąść na łóżku koło Michaliny i mocno ją do siebie przytulić.
- Musisz powiedzieć bratu, może jest jeszcze jakaś szansa. Musisz się leczyć.
Michalina, którą początkowo trochę zdziwił gest siatkarza, pokręciła smutno głową.
- Lekarze nie widzą żadnych szans. Dali mi miesiąc. Może trochę więcej.
Aleh nie potrafił powstrzymać wzdrygnięcia, na wieść o terminie odejścia Michaliny. Nie uszło to jej uwadze.
- Nie przejmuj się. Michał też się nie przejął.
- Michalina on płakał. Kiedy odeszłaś rozpłakał się jak dziecko.
Dziewczyna odwróciła głowę i zapatrzyła się w jakiś punkt na ścianie. Aleh nadal obejmował ją swoim ramieniem i może to skłoniło ją do zwierzeń.
- Mieliśmy wziąć ślub. Mieliśmy być razem na dobre i na złe. Aż do końca świata. A tak naprawdę to mieliśmy się pobrać ze względu na Szymka, synka mojej najlepszej przyjaciółki. Ona… Jej ciąża od początku była zagrożona, a potem Iza… Iza zmarła podczas porodu. Szymek został sam. Chciałam się nim zaopiekować, ale mogło go adoptować tylko małżeństwo. Myślałam… raczej wierzyłam w to, że Michał go kocha, tak samo jak kocha mnie i że razem stworzymy rodzinę. Na trzy tygodnie przed naszym ślubem Szymek zmarł.
Łzy spływały jej po policzkach, a Aleh nie miał odwagi dotknąć jej twarzy by je otrzeć. Patrzył tylko jak drżą jej usta, jak światło w oczach gaśnie. Przez moment przeszło mu przez myśl, że ona już umarła. Razem z tym dzieckiem.
Szybko wyrzucił tą idiotyczną myśl z głowy. Michalina mówiła dalej.
- Nie było ślubu. Nie było już nic. Michał wyjechał, bo dla niego to tez było zbyt wiele, ja załamałam się psychicznie. Mieszko opiekował się mną jak mógł, a ja już miałam dość życia, rozumiesz? A teraz to życie ma dosyć mnie – zaśmiała się ponuro – Kiedy Mieszko mi pomógł, kiedy myślałam, że może jakoś to będzie lekarz powiedział, że ma nowotwór. Tyle. A ja wyobraziłam sobie, że hoduję w sobie jakiegoś potwora, który nie pozwala mi normalnie żyć. Ale wiesz co? Ja postanowiłam, że na przekór niemu będę normalnie żyć. Że wykorzystam ten czas który mi został. Bo chciałam jakoś odwdzięczyć się… sama nie wiem. Po prostu chciałam być blisko Mieszka. Ale ten wyjazd do Bełchatowa… To spotkanie z Michałem. On jutro tu będzie, prawda?
Aleh powoli kiwnął głową, a Michalina zagryzła wargę i zaczęła się kołysać. Przyjmującemu huczało w głowie, jakby przesadził z ilością alkoholu.
- Niepotrzebnie tak naskakiwałam na Michała, przecież miał prawo ułożyć sobie życie. Tylko, że on strasznie się zmienił. Mój stary Michał nie zachowałby się tak wobec mnie. I mój Michał opowiedział by o wszystkim żonie, a nie robił z tego taką wielką tajemnicę. To przykre…
Aleh nie mógł już tego słuchać. Nie mógł patrzeć. Nie mógł i nie chciał zrozumieć.
Ujął dłonie Michaliny w swoje ręce i wtedy dostrzegł na lewym nadgarstku tatuaż.
- To prezent od Michała. Tak bym zawsze o nim myślała, kiedy wyjedzie na dłużej… - westchnęła ciężko – Teraz to i tak już bez znaczenia.
Aleh wiedział już co trzeba zrobić. Zmusił Michalinę by spojrzała mu prosto w oczy.
- Zaraz po moim wyjściu powiesz wszystko Mieszkowi. A jutro jeszcze przed meczem pojedziesz do szpitala.
Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Aleh był spokojny i pewny tego co mówi.
- Musi być jakaś szansa, nie możesz się poddać. Jeśli leczenie będzie kosztowało, to chłopaki się dołożą, albo zrobimy mecz charytatywny, czy wystawimy koszulki na licytację. Michalina nie pozwolę ci umrzeć. Przecież sama powiedziałaś, że mimo wszystko chcesz w końcu żyć.
Milczała. Aleh widział w jej oczach strach, niedowierzanie i wdzięczność. Przytulił ją mocno. Nie podda się. Jej też nie pozwoli.

Aleh postawił torbę w pokoju dziewczyny. Michalina obdarzyła go uśmiechem i wskazała miejsce obok siebie.
- Boisz się?
Aleh uśmiechnął się. Jasne, że się bał. To ostatni mecz. Albo będzie płakał ze szczęścia albo z rozpaczy.
- A ty?
Michalina zagryzła wargę. Tamtego dnia, kiedy odwiedził ją Aleh nie spełniła tylko jednej jego prośby. Nie powiedziała nic bratu. Nie potrafiła. Mieszko był dla niej wszystkim i nie chciała by kolejny raz martwił się o nią. Aleh nie mógł jej do tego zmusić.
Za to dzięki przyjmującemu znalazła się ponownie na badaniach w szpitalu. I to nie jednym. Achrem swoimi kanałami załatwiał jej kolejne wizyty, ale wszędzie diagnoza brzmiała tak samo. Stadium rozwoju nowotworu było już tak zaawansowane, że nie można było nic zrobić.
- Chyba nie – odpowiedziała powoli – Bardziej boję się o Mieszka.
- Wiesz, że musisz…
- Wiem – przerwała mu – Powiem. Tylko nie dziś. Ani nie jutro. Bo wiem, że będzie chodził szczęśliwy z tym swoim złotym medalem. Ty też.
Uśmiechnęła się szeroko, a Aleh to odwzajemnił, choć czuł jak skurcz bólu atakuje jego serce. Już niedługo Michaliny zabraknie. Tak po prostu odejdzie. I trzeba będzie żyć normalnie.
Michalina po wyrazie jego twarz domyśliła się co kłębi się w głowie przyjmującego. Ścisnęła jego rękę jakby chciała dodać mu otuchy.
- Przecież jeszcze się spotkamy… Gdzieś tam… W niebie…

19 lipca 2013

Grzegorz, Zbigniew, Jochen czyli historia pisana w pięciu aktach


Akt I

- Excuse me. I’m looking for a Jochen. Jochen Schöps.
W tym momencie Zbyszek Bartman dostał prawdziwego wytrzeszczu oczu. Gapił się na dziewczynę, która stanęła obok niego. Zwyczajnie wmurowało go w podłoże. I wcale nie chodziło o wygląd dziewczyny. Bardziej zszokowały go jej słowa.
Spojrzał na Grzegorza Łomacza i jeszcze bardziej wybałuszył oczy.
- Słyszałeś? Ta laska szuka Jochena!
Grzegorz, w przeciwieństwie do kolegi, nie zauważył w tym nic dziwnego. W końcu niemiecki atakujący miał prawo spotykać z przedstawicielkami płci pięknej.
- Przestań się tak ekscytować, tylko powiedz pani gdzie znajdzie Schöpsa – zrugał kolegę i posłał uśmiech w kierunku dziewczyny. Ta nie odwzajemniła jego przyjaznego gestu, tylko wpatrywała się w Bartmana i nieznacznie unosła lewą brew.
- Ale ja nie wiem gdzie on jest – zaperzył się Zbyszek – Pewnie szlaja się gdzieś z Igłą albo Nikolą…
- Kto to jest Nikola?
Jeżeli Bartmana mogło jeszcze bardziej zamurować to właśnie nastąpiła ta chwila. Atakujący o mało co się nie przewrócił z wrażenia, kiedy nieznajoma przemówiła w jego ojczystym języku.
- Nikola to… - chciał wyjaśnić Grzegorz, ale Zbyszek mu przerwał.
- To ty jesteś z Polski?
Dziewczyna obrzuciła go tylko krytycznym spojrzeniem, po czym przeniosła wzrok na Grzegorza.
- To gdzie znajdę Jochena?
- Prawdopodobnie jest w swoim pokoju. Drugie piętro, ale numeru pokoju nie znam.
- Dzięki. I powiedz koledze, żeby pozbierał szczękę z ziemi. Szkoda takich krzywych zębów.
Grzegorz parsknął śmiechem, kiedy dziewczyna odeszła. Zbyszek potrzebował jeszcze paru minut, żeby się ogarnąć.
- Widziałeś?! – wrzasnął – Przecież to jest niezgodne z żadnymi zasadami. Przecież on jest Niemcem!
- Co ty bredzisz? – spytał Grzegorz, patrząc jak Bartman łapie się za głowę i tarmosi misternie ułożoną fryzurę.
- No bo… No bo… - plątał się Zbyszek – On jest Niemcem. Więc jak to możliwe, że szukają go takie laski?
- A tu cię boli – zaśmiał się Grzegorz – Chciałem ci przypomnieć, że ciebie już jedna
laska znalazła – dodał znacząco, czym chciał przypomnieć o istnieniu dziewczyny Zbyszka.
Ale Bartman był tak zaaferowany, że zupełnie zignorował słowa kolegi.
- Ty, Grzesiek – zrobił minę jakby nagle go olśniło – A Jochen to czasem nie jest żonaty?
- A mnie skąd o tym wiedzieć?
- Ty, no bo jak on ma żonę, pewnie jakąś Helgę – dedukował Zbyszek – To… Ty, ale jaja. Schöps ma pannę na boku.
- Już chyba do reszty zdurniałeś – zgasił kolegę Grzesiek – To pewnie tylko jakaś znajoma albo kuzynka. A ty od razu wysuwasz jakieś głupie wnioski.
- Kuzynka, jasne – zakpił Zbyszek – A ciebie też odwiedzają takie kuzynki? – zapytał, ale nie zaczekał na odpowiedź Grześka – Mówię ci, że Jochen kręci jakieś romanse na boku. Z resztą nie dziwię mu się, wiadomo, że Polskie dziewczyny są najładniejsze… Ty, ale ona też miała obrączkę!
- No i co z tego? – spytał już trochę zniesmaczony Grzegorz.
- Jak to co z tego? – Zbyszek wytrzeszczył oczy – To, że ona też zdradza męża.
- A ty będziesz to teraz przeżywał i roztrząsał, tak?
- Chcę się tylko dowiedzieć kto tu kogo zdradza. Ty, zupełnie jak w Modzie na sukces.
Grzesiek skomentował te słowa jedynie głośnym westchnieniem. Wiedział, że jak Bartman coś sobie ubzdura, to nie ma zmiłuj. Współczuł Jochenowi i jego tajemniczej znajomej, że znaleźli się na celowniku Zbyszka.

Akt II

- Grzesiek, cicho, bo nic nie słyszę.
Grzegorz miał ochotę westchnąć ciężko, ale ostatkiem sił powstrzymał się, bo wiedział, że Zbyszek zaraz zacząłby marudzić. Mimo niezadowolenia Łomacza, obaj wcielali idiotyczny plan Bartmana w życie. Zbigniew dostał jakiejś obsesji po spotkaniu z tajemniczą znajomą Schöpsa i oznajmij, że nie spocznie póki nie dowie się kim ta dziewczyna jest.
- Cholerne drzwi, nic przez nie nie słychać – fuknął rozdrażniony Bartman i odsunął ucho od drzwi, które dzieliły go od Jochena i jego znajomej – Może spróbuję coś podejrzeć – pochylił się tak by móc zajrzeć przez dziurkę od klucza. Grzegorz, który stał obok niego, nie czuł już rozbawienia, które towarzyszyło mu na początku, kiedy Zbyszek oświadczył, że zamierza bawić się w detektywa.  Teraz czuł tylko i wyłącznie niesmak.
- Jak na złość nic nie widać – mruknął coraz bardziej zawiedziony Bartman, bo jego małe śledztwo stanęło w miejscu. Grzesiek chciał mu powiedzieć, żeby dał sobie spokój, bo jego pomysł już z założenia był idiotyczny, ale po korytarzu potoczył się dźwięk kroków i po chwili ukazała się sylwetka Nikoli.
- Eee… - Serba na moment przytkało na widok Zbyszka, który w dziwnej pozycji obmacywał drzwi do jego pokoju, ale zaraz otrząsnął się z szoku, który wywołał ten widok – What are you doing?
Bartman tylko machnął ręką w odpowiedzi. Grzesiek chciał wyjaśnić Serbowi czemu Zbyszek czatuje pod drzwiami do jego pokoju, ale w tym momencie atakujący zaklął cicho.
- Cholerne pancerne drzwi.  I jeszcze drugie piętro. Nawet przez okno nie da się zajrzeć.
Grześkowi dosłownie opadły ręce. Kovacevic chciał ponowić swoje pytanie co jest grane, ale po korytarzu rozległo się dudnienie i tanecznym krokiem do chłopaków dołączył Krzysiek.
- A co tu takie zbiegowisko? Jakaś impreza się kroi?
Łomacz już otwierał usta, by wyjaśnić idiotyzm tej sytuacji, ale Bartman go uprzedził. Patrzył na Ignaczaka, a oczy dziwnie mu lśniły.
- Igła, ty się z Jochenem przyjaźnisz, no nie?
Krzysiek nadal z bananem przyklejonym do twarzy pokiwał głową i spojrzał na Zbyszka z coraz większym zainteresowaniem.
- Bo słuchaj, jest taki temat – Bartman przysunął się bliżej libero, jakby usilnie starał się zachować pozory konspiracji czym kompletnie zignorował skwaszonego Grzegorza i skołowanego Nikolę – Do Schöpsa przyjechała jakaś laska. I chodzi o to, że trzeba się dowiedzieć kim ona jest. Bo wychodzi na to, że to jego… no wiesz… - Krzysiek pokręcił przecząco głową – No… jego kochanka – zakończył cicho, a Ignaczak na wieść o tych rewelacjach popukał się w czoło i spojrzał na Zbyszka jak na idiotę. W tym samym momencie drzwi do pokoju Jochena w końcu się otworzyły.
Niemiec, kiedy zobaczył to dziwne zbiegowisko, ograniczył się jedynie do zdziwionej miny i jego wzrok ponownie spoczął na dziewczynie, którą obejmował. Ona za to najpierw strzaskała wzrokiem Zbyszka, a potem zwróciła się do Grzegorza.
- Jeśli twój kolega jest tak bardzo ciekaw kim jestem, to powiedz mu, że wystarczy po prostu zapytać, a nie urządzać to żenujące śledztwo. Na Sherlocka Holmesa jest i za głupi i za brzydki – dodała na co Ignaczak parsknął śmiechem, a Bartman zrobił oburzony wyraz twarzy. Nieznajoma wzięła Jochema za rękę i oboje odeszli, a całe towarzystwo odprowadziło ich wzrokiem.
- Who’s she? – spytał Nikola, ale nikt nie raczył mu odpowiedzieć, bo nikt na to pytanie nie znał odpowiedzi. Ignaczak nadal zaśmiewał się z braku podobieństwa Zbyszka do sławnego detektywa, Grzegorz miał nadzieję, że jego koledze już przeszło, a sam Bartman ściągnął brwi i wpatrywał się w pusty korytarz.
- Jak nic to jego kochanka – mruknął i skrzyżował ręce na piersi.

Akt III

Grzegorzowi przypadła dziś rola widza. A wszystko przez kontuzję, która przypałętała się w najgorszym z możliwych momentów. Nic na to nie mógł poradzić i z trochę skwaszoną miną zasiadł za bandami reklamowymi. Bezmyślnie gapił się na rozgrzewających się kolegów, póki jego wzrok nie zatrzymał się na Bartmanie. Atakujący niby to truchtał wzdłuż końcowej linii boiska, ale na twarzy nie miał wyrazu skupienia, a oczy wpatrywały się w jeden punkt. Grzegorz podążył za wzrokiem Zbyszka, ale zanim to zrobił już widział czego się spodziewać. Bartman prześwietlał wzrokiem Jochena.
Łomacz tylko westchnął cicho. Sądził, że Zbyszkowi przejdzie i da już spokój. Nie przeszło. Nadal lustrował Niemca jakby to miało pomóc w odkryciu kim jest tajemnicza nieznajoma. Najśmieszniejsze było to, że Schöps był niczego nie świadom, a ja jego twarz zdradzała, że on też myślami jest przy dziewczynie.
- Wolne koło ciebie?
Grzegorz podniósł głowę i przytkało go. Stała nad nim tajemnicza znajoma Jochena i z wyrazem znudzenia na twarzy wskazywała na krzesełko obok niego. Łomacz zdołał tylko kiwnąć na potwierdzenie.
- Jochen kazał mi tu siedzieć, chociaż dobrze wie, że nie przepadam za siatkówką, ale zawsze mówi, że jak jestem na hali to lepiej mu się gra – wyjaśniła i klapnęła koło rozgrywającego. Łomacz miał tylko nadzieję, że Zbyszkowi nie zachce się patrzeć w jego stronę. Gdyby Bartman zobaczył jak gawędzi sobie ze znajomą Jochena to miałby przekichane.
- Aha – mruknął tylko. Dziewczyna rozejrzała się wokół i jej wzrok zatrzymał się na Bartmanie.
- Możesz mi powiedzieć czemu ten pajac tak się do nas przyczepił? – spytała i wskazała na Zbyszka, który nie przestawał świdrować Jochena spojrzeniem.
Grzesiek najpierw głośno wypuścił zbędne powietrze, a potem przystąpił do wyjaśniania zachowania kolegi.
- Zbyszek z natury jest ciekawski…
- Chyba wścibski – wtrąciła dziewczyna i zmrużyła gniewnie oczy.
- Może trochę – zgodził się Grzegorz, a potem zdecydował, że powie prawdę – No i Zbyszek nie może znieść, że Jochen ma taką dziewczynę jak ty.
Nieznajoma spojrzała na niego zdziwiona, a potem zarumieniła się lekko.
- Jakby mnie znał, to na pewno by Jochenowi nie zazdrościł.
- Czemu? – spytał Łomacz zanim zdołał się ugryźć w język.
Wargi dziewczyny zbiegły się w cienką linię, a ona sama odwróciła głowę i jej spojrzenie ponownie spoczęło na odbijającym piłkę Jochenie.
- Przepraszam, nie powinienem pytać, to nie moja sprawa – Grzegorz chciał się szybko zreflektować i podtrzymać jakoś rozmowę, bo jak sam ze zdziwieniem stwierdził, jego też tajemnicza nieznajoma zaintrygowała. Nawiązała się między nimi jakaś nić porozumienia i Łomacz nie chciał jej zrywać. Zbyt mocno go to wszystko zaciekawiło.
- Właśnie dlatego wyjechałam do Niemiec, tam ludzie są mniej wścibscy – powiedziała i uśmiechnęła się do Grześka – Masz ochotę na spacer?
Zaskoczyło go to pytanie i nie zauważył, że zaraz rozpocznie się prezentacja drużyn, a operator kamery właśnie uwiecznił jego zdziwiony wyraz twarzy, bo komentatorzy wspomnieli widzom o jego niedyspozycji i braku w meczowej dwunastce.
- Jak to? Teraz?
- No a kiedy? – mruknęła zniecierpliwiona dziewczyna – I tak nie grasz, więc po co masz tu siedzieć i się męczyć. I tak im nie pomożesz.
- A Jochen? – spytał ostrożnie Grzegorz, na co dziewczyna tylko uśmiechnęła się lekko i spojrzała na Niemca, który razem z kolegami prezentował się publiczności zgromadzonej na hali.
- Jochen i tak jest zajęty. A poza tym on wie, że dla mnie siedzenie tutaj to męczarnia. Chodź.
Złapała Łomacza za rękę i wyprowadziła go z hali. Żadne z nich nie wiedziało, że nie umknęli przed bystrym okiem Bartmana.

Akt IV

- Trochę daleko od centrum ta hala, prawda?
Grzegorz pokiwał głową. Jego towarzyszka wyjęła z torebki tekturową małą paczkę i zapalniczkę.
- Palę tylko wtedy kiedy nie widzi Jochen ani moja matka – wyjaśniła Łomaczowi, a ten tylko automatycznie kiwał głową – Chociaż Jochen to i tak zawsze wyczuwa – dodała jakby z nostalgią i zaciągnęła się mocno – No więc, może pokażesz mi Gdańsk. To dziwne, ale jeszcze nigdy nie byłam w tym mieście.
- Ale… A co być chciała zobaczyć? – Grzegorz był tak skołowany całą tą sytuacją, że nie miał pojęcia jak się zachować. W duchu stwierdził, że może wystarczy fakt, że będzie uprzejmy.
- A bo ja wiem. To ty tu mieszkasz, więc ty coś zaproponuj.
- No nie wiem. Może lepiej będzie jak wrócimy na halę – zaproponował z nadzieją, że znajoma Jochena zgodzi się na taki układ. Przy płycie boiska czułby się trochę swobodniej i pewniej.
- Oj daj spokój… Właśnie, nie wiem jak się nazywasz i sama też się nie przedstawiłam. Więc jakby twój uroczy kolega pytał to Sabina.
- Grzesiek – Łomacz lekko potrząsnął jej dłonią, a ona uśmiechnęła się.
- No to Grzesiek, zapraszam do mojego samochodu. Ja będę kierowcą a ty moim pilotem. Chodź.
Rozgrywający nie miał wyboru. Wsiadł do samochodu Sabiny, a po głowie chodziła mu tylko jedna myśl. Co on najlepszego wyrabia?

Po kilkudziesięciu minutach ta myśl została zupełnie wyparta przez miliony innych. Sabina koniecznie chciała pojechać na plażę, a gdy się tam już znaleźli zaczęła zachowywać się jak małe dziecko. Biegła po piasku, ganiała fale, krzyczała coś radośnie do Grzegorza. Ten patrzył na nią coraz bardziej zafascynowany.
- No chodź, woda nawet nie jest taka zimna! – zawołała go, ale on tylko pokręcił głową. Nie chciał by ludzie potem gadali, że kapitan drużyny w dniu meczu wydurnia się na plaży. Sabiny to nie zniechęciło, bo kiedy już wyszalała się w wodzie to stwierdziła, że teraz przyda im się wycieczka historyczna i Grzegorz wskazał jej drogę na gdańskie stare miasto. Zostawili samochód na jakimś parkingu i ruszyli pieszo, a Sabina wydawała się zachwycona każdą kamienicą z poprzedniej epoki. Łomacz musiał przyznać, że jej towarzystwo coraz bardziej mu odpowiadało i w głębi duszy postanowił zmusić Bartmana by szpiegował ją i Jochena.
Kiedy dotarli do fontanny Neptuna, Sabinie zaświeciły się oczy i ku przerażeniu i nawoływaniu Grzegorza wskoczyła w tryskającą wodę. Ludzie przystawali i patrzyli jak dziewczyna tańczy wokół rzeźby antycznego boga ze złotym trójzębem, a Łomacza ten widok jednocześnie fascynował i przerażał.
- Grzesiek chodź, nawet nie wiesz jakie to fantastyczne uczucie.
Rozgrywający pokręcił głową, ale Sabina miała inne plany. Wyskoczyła z fontanny, ale tylko po to by zaciągnąć do niej Łomacza. Ten zapierał się rękami i nogami, ale o dziwo to dziewczyna była silniejsza i oboje wylądowali w wodzie.
- Obudź w sobie dziecko! – krzyknęła do niego i wróciła do swojego tańca. Grzegorz na początku czuł się strasznie głupio, bo zdawał sobie sprawę, że jak ludzie go rozpoznają to będzie gadanie, ale kiedy Sabina złapała go za ręce i zaczęła kręcić dookoła odnalazł w sobie wolność i przyłączył się do jej radosnych harców. Chlapali się jak małe dzieci, śmiejąc się tak głośnie i szczerze, że Grzegorz już nie pamiętał kiedy ostatni raz pozwolił sobie aż na tyle.
- Ty patrz – w pewnym momencie zatrzymał Sabinę i wskazał jej coś palcem – Chyba straż miejska idzie to nas!
- To wiejemy! – pisnęła dziewczyna i oboje, nadal zaśmiewając się do rozpuku rzucili się biegiem, byle dalej od mundurowych. Biegli z uśmiechem na ustach, cali mokrzy, potrącali ludzi, mijali kolejne uliczki. Zatrzymali się dopiero kiedy upewnili się, że zostawili straż w tyle. Grzesiek oparł ręce o kolana i chciał złapać oddech, ale Sabina trąciła go w ramię i wskazała mu najbliższy budynek. Łomacz lot załapał o co jej chodzi i po chwili oboje siedzieli na jego dachu.
- Jeszcze nigdy nie miałam problemów z prawem. To przez ciebie!
- Jasne. A kto pierwszy nurkował w tej fontannie? – rzucił kąśliwie Grzesiek i oboje zaczęli się śmiać. Kiedy spojrzał na widok jaki roztaczał się przed nimi trudno było mu uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Powinien być teraz na hali, razem z chłopakami i obgryzać paznokcie z przejęcia, a siedzi na dachu jakiegoś budynku z dziewczyną, której zupełnie nie zna.
- Jochen pewnie jest strasznie szczęśliwy, że przyjechałaś? – zaryzykował to pytanie, ale ciekawość korciła go od środka. Chciał się czegoś dowiedzieć i wcale nie zamierzał dzielić się tą wiedzą z Bartmanem.
- No tak – przytaknęła – Tęsknił. Ja z resztą też.
- Długo się nie widzieliście?
- Kilka miesięcy – odpowiedziała – Ale to już przeszłość. Pozałatwiałam swoje sprawy, nasyciłam swoją ambicję i mogę spokojnie zamieszkać z Jochenem.
- Aha – Grześkowi cisnęło się na usta kilka pytań, ale stwierdził, że kwestia jej związku z Niemcem jest zbyt delikatna, żeby pytać tak wprost – A mogę spróbować zgadnąć czym się zajmujesz? Bo jak dla mnie to artystka-malarka. Zgadłem?
Sabina uśmiechnęła się tajemniczo i pokręciła przecząco głową.
- Nie?
- Nie. Wczoraj obroniłam doktorat z fizyki.
- Żartujesz?
Grzegorz o mało co się nie opluł, taki był zdziwiony. Fizyka, a już doktorat z tej dziedziny, zupełnie nie pasował mu do dziewczyny, która jeszcze przed paroma minutami skakała po fontannie jak dziecko.
- Nie żartuję. Przez ten cholerny doktorat musiałam zostać w Niemczech, ale czego się nie robi by osiągnąć sukces. No, ale mam to już za sobą i jak Jochen zacznie podskakiwać to pokażę mu odpowiedni papierek, że to ja w tym związku mam najwyższe wykształcenie.
- Ale… ale… Już doktorat? – Grzegorz jakoś nadal nie mógł przetrawić tego faktu – Nie za młoda jesteś?
Sabina tylko uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Jestem wystarczająco stara na takie rzeczy. Na inne z resztą też.
- Na jakie? – zapytał od razu Grzesiek.
- Na przykład na prawdziwą rodzinę.
Powiedziała to z taką nostalgią, że Łomacz sam zaczął się zastanawiać czy i on już nie dojrzał to takich spraw. Sabina jakby wyczuła jego myśli.
- A ty? Obrączki nie widzę, ale może chociaż narzeczona jest?
Grzesiek ni to przytaknął ni zaprzeczył. Jego sprawy były tak zawiłe, że on sam zaczynał się już w nich gubić.
- Ona nie chce czy ty?
To dość bezpośrednie pytanie sprawiło, że Grzesiek zanim zdążył się zastanowić już opowiadał Sabinie o swojej dziewczynie, o tym jak nie mogą się dogadać, o tym jak bardzo by chciał, ale ciągle coś jest nie tak. Sabina pozwolił mu się wygadać, a potem zostawiła mu chwilę by to wszystko sam sobie przetrawił.
- Wiem, trochę to skomplikowane – skwitował na koniec, trochę przerażony faktem, że tak się przed nią otworzył.
- To nie jest skomplikowane, to jest tragiczne – powiedziała Sabina i w jej oczach pojawił się pewnego rodzaju smutek – I ty jesteś ambitny i ona. I ty chcesz się rozwijać i ona. Nie możecie tego robić razem bo każde z was odnajduje się w innym świecie. Ja i Jochen przerabialiśmy to samo. Nadal przerabiamy…
- Ale jesteście razem, prawda?
Sabina powoli pokiwała głową, jakby sama zastanawiała się na tym faktem.
- Teraz już jesteśmy. Ale ile straciliśmy przez te nasze ambicje… Powiem ci jedno Grzesiek, jeśli macie być razem to będziecie. Ale obojgu wam przyda się masa cierpliwości – zamyśliła się na moment, a potem spojrzała na zegarek – Wracajmy już, mecz pewnie zaraz się skończy.
Opuścili budynek i odnaleźli samochód Sabiny. Wracali na halę w ciszy i dopiero kiedy auto zostało zaparkowane i stanęli pod drzwiami Grzegorzowi coś się przypomniało.
- Sabina, przepraszam, że cię o to pytam, ale Zbyszek nie da mi żyć jak się dowie, że z tobą rozmawiałem, a na pewno się dowie – zaczął Łomacz, a dziewczyna tylko uśmiechnęła się zachęcająco by kontynuował – Bo widzisz, ja wiem, że to głupie, ale Bartmanowi nie przetłumaczysz, on myśli, że ty i Jochen… no, że wy…
- No co my?
- No, że Jochen ma żonę w Niemczech, a ty jesteś jego kochanką – zakończył Grzegorz, a jego twarz pokryło zażenowanie. Sabina nie przestawała się uśmiechać.
- Co to jednej rzeczy to twój kolega miał rację, Jochen miał żonę w Niemczech. Ale teraz jego żona zamieszka z nim z Polsce – dodała i zostawiła Grzegorza, który dopiero po chwili uświadomił sobie tak oczywistą rzecz. Że spędził wspaniałe popołudnie z Sabiną Schöps.

Akt V
Grzegorz widział jak po meczu Sabina podeszła do swojego męża i zachłannym pocałunkiem pogratulowała mu zwycięstwa. Widział też jak Bartman, który stał niedaleko prawie się zagotował i odszukał wzrokiem właśnie Łomacza.
- Widziałeś to? Tak się obnoszą… - atakujący aż dyszał ze złości.
- Uspokój się, mają prawo, dawno się nie widzieli – powiedział spokojnie Grzegorz i zaczął grzebać w torbie w poszukiwaniu telefonu.
- Grzesiek, ty coś wiesz – Bartman prześwietlał wzrokiem kolegę – Powiedz mi co wiesz.
- Sabina powiedziała, że jak tak bardzo chcesz wiedzieć kim jest to masz się jej sam zapytać, z chęcią ci odpowie – zbył kolegę i odnalazł w telefonie numer do swojej dziewczyny. Po rozmowie z Sabiną nadal nie wiedział co ma zrobić ze swoim związkiem, ale wiedział, że coś zrobić musi. Bezczynność tylko go zniszczy.
- Masz rację, zapytam – odfuknął Bartman i żwawym krokiem ruszył w kierunku Jochena i jego żony. Łomacz tylko pokręcił głową. Po dzisiejszym dniu życzył Sabinie jak najlepiej i zamierzał dalej utrzymywać z nią kontakt. Wiedział, czego jej potrzeba do szczęścia. Pełnej rodziny. Pełnej nie ambicji, ale emocji i wspólnego zrozumienia. I nagle stwierdzi, że jemu też tylko to i aż to jest potrzebne być w pełni poczuć życie… Wiedział już co miał zrobić.
- Ona jest jego żoną – Bartman z miną zbitego psa stanął przed nim – Jak to możliwe, przecież on jest Niemcem!
Grzesiek tylko pokręcił głową i uśmiechnął się w kierunku Sabiny. Ta pokazała mu zaciśnięty kciuk i Grzegorz zostawił skamlącego Zbyszka by wykonać ważny telefon. Taki, który miał przywrócić dziecięce kolory jego życiu.

***
Taki spóźniony prezent urodzinowy sobie zrobiłam. Chyba jak narazie najdłuższa krótka historia jaką nagryzmoliłam. Mam nadzieję, że się podoba.
Muszę dorwać się do mojego komputera i poprawić ten wygląd, bo jest masakryczny.
Kanada wygrała z Rosją. W końcu jakiś pozytyw w tym turnieju. No i Romanutti w Kielcach. Argentyńska kolonia nam się pomału robi.