- Odpocznijmy od
siebie, dajmy sobie trochę czasu.
Nareszcie to z siebie
wyrzuciłeś. Nie patrzysz na nią. Nie chcesz widzieć jej zbolałej miny. Lub co
gorsza łez. Nigdy nie lubiłeś kiedy płakała. Dlatego stoisz odwrócony do niej
plecami by oszczędzić sobie tych nieprzyjemnych widoków.
- Odpocznijmy.
Oczywiście, musimy od siebie odpocząć.
Kiedy się odwracasz jej
już nie ma. Sprawa się rozwiązała. Masz to czego chcesz. Jesteś wolny, a
jednocześnie ona nadal jest kimś bliskim. Bo przecież nie rozstaliście się.
Tylko dajecie sobie trochę czasu.
A ta ironia w jej
głosie… Nie, ona nie mogła być znacząca. Oboje potrzebujecie siebie nawzajem,
tylko że ty potrzebujesz jeszcze trochę luzu. Przecież to normalne, musisz się
wyszaleć, żeby potem nie żałować, że coś cię ominęło. A ona będzie gdzieś w
pobliżu. Kiedy nadejdzie odpowiedni czas wszystko wróci do normy.
Tak, rozegrałeś to po
mistrzowsku.
Następnego dnia
przekonałeś się, że ta ironia w jej głosie miała jednak znaczenie.
Nie odbierała od ciebie
telefonów. Irytowało cię to, ale tłumaczyłeś sobie, że mogła się odrobinę
obrazić. Zapewne szybko jej przejdzie. Ona nie potrafi się na ciebie gniewać.
Wieczorem nadeszła
wiadomość, że wyjechała. Jakoś to przełknąłeś. Miała takie prawo. Ile to razy
wyjeżdżała do rodziców na weekend czy do babci na wieś. Tak, za parę dni wróci,
pójdziecie na piwo, pogadacie.
Parę dni zaczęło się
przeciągać w tydzień, potem kolejny i następny…
Koledzy początkowo
śmiali się, że zachowujesz się jak bomba z opóźnionym zapłonem. Wszystko cię
drażniło. Nie było dnia, żebyś na kogoś nie nawrzeszczał. Szlajałeś się po
barach i klubach, szukając tam odrobiny relaksu, ale nawet roznegliżowane i
ponętne dziewczyny działały ci na nerwy. Tego właśnie chciałeś. Mogłeś mieć
każdą z nich. Mogłeś mieć je wszystkie naraz.
Nie chciałeś żadnej.
Ta, której
potrzebowałeś była w innym mieście, z innymi ludźmi. Dała ci wolność. Nie
dzwoniła, nie kontrolowała. Odsunęła się w cień, byś mógł bez żadnych ograniczeń
spełniać swoje wszelkie fantazje i smakować życia. Tylko, że życie bez niej
okazało się gorzkie.
Wpatrujesz się w
butelkę, co i raz łykając z niej przezroczysty płyn. Nawet alkohol nie pozwala
ci zapomnieć. Nie tak to miało wyglądać.
- Grzesiek, daj spokój.
Ona ma kogoś, to już raczej temat zamknięty.
Masz ochotę go uderzyć.
Już nawet robisz zamach, ale w porę przychodzi opamiętanie. On jest niewinny.
To ty byłeś głupcem. Dociera do ciebie jakim byłeś idiotą. Ale to już temat
zamknięty. Powinieneś był liczyć się z tym, że może ona nie zechce zaczekać na
ciebie. Że może poszukać szczęścia w ramionach innego.
Łapiesz za butelkę,
przykładasz do ust i przechylasz. Płyn spływa ci po brodzie, skapuje na
koszule, a ty łapczywie pijesz dalej. Jakby to było lekarstwem na wszystko.
Nie jest. Straciłeś
swoją szansę.
Otumaniony padasz
twarzą na drewniany stolik, a szklana butelka upada na podłogę i rozpada się na
tysiące malutkich kawałków. Tak jak rozpadło się twoje życie.
Ale miłość
Kiedy jedno spada w dół
Drugie ciągnie je ku
górze
Wróciła. By cię uratować.
Uratowała.
***
Taka króciutka, ale z nadzieją, że wrócę tu w następnym miesiącu. Jak się uda to może z Heńkiem... Zobaczymy.
W ostatniej chwili dodałam szczęśliwe zakończenie, a to za sprawą chłopaków, którzy przyprawili mnie o zawał, ale najważniejsze jest zwycięstwo.
(Fragment piosenki to oczywiście happysad "Zanim pójdę")