Ktoś wybrał sobie zdecydowanie zły moment na
łomotanie do drzwi. Leniwie i z dużym ociąganiem podniósł się z łóżka. Z oknem
czaiła się ciemność okraszona światłami tętniącego życiem miasta. Aż przeszedł
go dreszcz, gdy pomyślał o mrozie panującym na zewnątrz.
- No przecież idę – mruknął po nosem, kiedy
łomotanie nasiliło się. Przypuszczał, że do Grbić wpadł, by wypić z nim
symboliczną lampkę szampana. W końcu pasowałoby jakoś uczcić wejście w nowy
rok. Tylko nastrój, jaki go ogarną był mało imprezowy.
A poza tym Grbić był dobrze wychowany i nie waliłby tak w biedne drzwi.
A poza tym Grbić był dobrze wychowany i nie waliłby tak w biedne drzwi.
Od tego łomotania rozbolała go głowa, więc szybko
przekręcił zamek. Nie zdążył nawet dotknąć klamki, kiedy drzwi otworzyły się na
całą szerokość i tłum ludzi wrzasnął: „Niespodzianka!!!”.
Z tym tłumem to może jednak przesada. Były to
zaledwie trzy osoby, które wpadły do mieszkania jak tajfun i jedna z nich od
razu potknęła się o stojące z boku buty i wpadła na te dwie pozostałe.
- Dea, łazisz jak pokraka!
- Zamknij się Carson, sam łazisz jak po kilku
głębszych!
- Przestańcie się na mnie pchać, nie mogę oddychać.
Cała trójka jakoś pozbierała się do pionu, zupełnie
na zważając na fakt, że gospodarz mieszkania patrzy na nich z niedowierzaniem,
szokiem i nadzieją, że to tylko koszmar, z którego zaraz się obudzi.
- Czołem Matt! Czemu masz minę jakbyś ducha
zobaczył? To tylko my – Carson zaśmiał się dźwięcznie, a jedna z towarzyszących
mu dziewcząt trąciła się go w ramię.
- I czemu się głupio pytasz? Ja na miejscu Matta
też bym miała taką minę, jakbym zobaczyła twoją okropną gębę. To co Matt,
znajdzie się dla nas jakiś kąt na kilka dni?
- Kilka dni?!
Matthew odzyskał zdolność mówienia, ale nadal nie
mógł uwierzyć, że ta trójka zrobiła nalot na jego mieszkanie. Carson, dobry
kumpel z reprezentacji, szczerzył się i świecił zębami. Za nim młodsza siostra
Dea omiatała wzrokiem wszystko dookoła, a gałki oczne ruszały się jak szalone.
Jej bliźniaczka, Lea, trzymała się odrobinę z tyłu i szybko odwróciła
wzrok, kiedy Matthew na nią spojrzał.
- Mówiłam ci Carson, że to durny pomysł z takim
niezapowiedzianym przyjazdem, ale ty oczywiście wiesz lepiej. Trudno Matt,
jakoś będziesz musiał znieść nasze towarzystwo.
Dea, bez większych ceregieli przepchała się obok
Matthew’a i poszła oglądać mieszkanie. Carson uścisnął mu rękę i ruszył śladem
siostry. Matthew nadal lekko zdezorientowany całą sytuacją spojrzał na Leę,
oczekując wyjaśnienia.
- Przepraszam za nich Matt. Mówiłam im, że trzeba
najpierw do ciebie zadzwonić i zapytać czy możemy wpaść, a nie tak zwalać się
bez zapowiedzi na głowę, ale wiesz jacy oni są. Carson uparł się, że zrobimy ci
niespodziankę. Mam nadzieję, że nie będziemy dużym ciężarem. Zostaniemy tylko
dwa dni. Oczywiście, jeśli się zgodzisz.
Lea, mówiąc to, nie patrzyła na Matt’a. Na
policzkach miała śliczne rumieńce, trudno było stwierdzić, czy od mrozu, czy to
obecność Amerykanina tak na nią działała. Matthew podszedł bliżej i delikatnie
przytulił ją do siebie.
- Fajnie, cię znów widzieć Lea.
Z całego rodzeństwa to właśnie ona była osobą, do
której Matthew pałał największą sympatią. Co prawda z Carsonem spędzał więcej
czasu podczas zgrupowań reprezentacji, ale z jego młodszą siostrą miał lepszy
kontakt.
Lea cechowała się większym rozsądkiem niż jej
siostra bliźniaczka, która impulsywna i bezpośrednia często pakowała się w
kłopoty. I choć z wyglądu wyglądały jak dwie krople wody, to w oczach Matthew’a
Lea zawsze była tą ładniejszą. Jej oczy wyrażały szczerość i otwartość, a
uśmiech nie jednego powaliłby na kolana.
- Też się cieszę Matt – powiedziała cicho i lekko
odepchnęła go od siebie – To jak możemy zostać?
- Jasne – Matthew wskazał dłonią by weszła dalej.
Jak się okazało Dea już zdążyła porozrzucać rzeczy z walizki po całym
pomieszczeniu i zapoznaniu się z barkiem. Carson rozwalił się na kanapie i
przerzucał kanały w telewizji, krzywiąc się co chwila.
- Rozgośćcie się – mruknął pod nosem Matthew, a Lea
zachichotała cicho.
- Matt, gdzie masz kieliszki? I w ogóle za mało
masz tych butelek, dobrze, że przywieźliśmy swoje, bo by zabrakło – Dea rzuciła
się w kierunku torby brata i zaczęła wypakowywać cały alkoholowy arsenał jaki
ze sobą przywieźli. Matthew patrzył na to coraz większymi oczami.
- Jak im się udało to przemycić na lotnisku? –
zwrócił się Lei, która kręciła potępiająco głową, na zachowanie siostry.
- Kupili to na miejscu – wyjaśniła krótko i zdjęła
kurtkę. Dopiero wtedy Matthew zauważył, że zrobiła się jakaś krąglejsza, a na
jej twarzy pojawiły się oznaki zmęczenia.
- Matt, czy tu nie ma normalnych kanałów? Wszędzie
trajkocą po rosyjsku.
- Bo to Rosja Carson. Napijesz się ciepłej herbaty?
– zwrócił się do Lei, która ochoczo kiwnęła głową. Matthew zaprowadził ją do
kuchni, na moment odcinając się od zgiełku jaki powodowali Carson i Dea.
- Musieliście zaplanować ten wyjazd już wczesniej.
Przecież potrzebne były wizy i w ogóle.
- To prawda – przytaknęła Lea siadając na krześle –
Carson wpadł na ten pomysł tuż po zakończeniu sezonu reprezentacyjnego. A Dea
załatwiła wszystkie formalności. Wiesz współczuję tym urzędnikom, którzy
musieli się z nią użerać – zachichotali oboje. Dea należała do osób, które uważają,
że nie ma rzeczy niemożliwych, a w przypadku jakichkolwiek trudności, zagryzą
byle tylko uzyskać swój cel.
- A Carson to nie powinien być w Polsce?
- Pewnie powinien, ja do jego kariery już dawno
przestałam się wtrącać. Sam dobrze wiesz, że on nikogo w tej kwestii nie
słucha.
- No tak – przytaknął Matthew stawiając przed Leą
kubek z parującą herbatą – Nasza ulubiona malinowa. Nawet nie wiesz po ilu
sklepach musiałem się nachodzić, żeby ją dostać.
Lea uśmiechnęła się jakoś tak smutno i tęsknie, ale
Matthew nie zauważył tego zajęty grzebaniem w szafce.
- Chyba mam za mało jedzenia na nas czworo –
stwierdził drapiąc się po głowie, ale Lea uspokajająco machnęła ręką.
- Nie martw się, Dea też o to zadbała, w końcu nie
służy jej picie na pusty żołądek.
- Faktycznie – Matthew powrócił pamięcią do
licznych imprez, na który Dea dawała popis swoich alkoholowych możliwości.
- Aż dziwne, że chciało wam się przyjeżdżać do tej
zimnej Rosji, kiedy w Kalifornii trwa taka gorąca impreza – zauważył,
wspominając jedynego Sylwestra, którego tam spędził i który obfitował w tyle
atrakcji, że głowa bolała go jeszcze przez następne dwa dni.
- Dea uznała, że potrzebuje jakiś nowych
doświadczeń, a Carson stwierdził, że jego kumpel nie powinien być w taki dzień sam w
zupełnie obcym kraju. I tu się z nim
zgadzam, nie powinieneś być sam… To znaczy… Bardzo dobra ta herbata – Lea
zarumieniła się i szybko upiła łyk herbaty. Matthew uśmiechnął się lekko.
Chciał coś powiedzieć, ale do kuchni wpadła Dea.
- A tu się ukryłyście robaczki. Chodźcie, ja i
Carson waśnie zaczynamy imprezę – machnęła na nich ręką, by poszli za nią. Lea
uśmiechnęła się niepewnie.
- Chyba będziesz miał przez nas przekichane u
sąsiadów.
- Trudno – Matthew wzruszył ramionami – Dla takiego
towarzystwa warto – dodał uśmiechając się szeroko, czy spowodował ponowne
zakłopotanie na twarzy Lei.
W salonie Dea poustawiała już butelki na stoliku, a
Carson zajmował się podłączeniem sprzętu grającego. Kiedy zobaczył Matthew’a
uśmiechnął się konspiracyjnie.
- Ej, Matt – odezwał się głośnym szeptem – Nie
dałoby się załatwić jakiś panienek – uniósł brwi z nadzieją, za co dostał od
siostry po głowie.
- Ty zboczeńcu, ja ci dam panienki! – Dea
postanowiła poznęcać się nad bratem, ale ten szybko jej umknął.
- Odwal się Dea, mężczyzna ma swoje potrzeby.
- Idź i załatwiaj swoje potrzeby gdzie indziej.
- Widzisz Matt, z tymi kobietami nie da się
wytrzymać. Mówię ci nie daj się żadnej usidlić bo marnie skończysz.
Dea fuknęła coś pod nosem, a Carson wyszczerzył się
do siostry. Lea tylko bezradnie wzruszyła ramionami. Matthew pokręcił głową.
Już zapomniał jak rodzeństwo lubi sobie docinać na każdym kroku.
- Siadajcie, a ty Carson zajmij się tym czym
potrafisz najlepiej. Polej nam.
Carson prychnął pod nosem i wziął od siostry
butelkę. Matthew i Lea usiedli przy stole, rzucając co chwila porozumiewawcze
spojrzenia. Carson najpierw nalał szczodrze Dei, potem koledze z reprezentacji,
a kiedy sięgał po kieliszek przeznaczony dla Lei, Dea trzepnęła go po dłoni.
- Oszalałeś? Przecież nasza mamuśka nie może pić.
Lea spłonęła rumieńcem jak piwonia i wyglądała
jakby chciała umknąć z pokoju jak najszybciej. Matthew, lekko zdezorientowany
tą informacją, popatrzył na Deę oczekując wyjaśnienia.
- Wybacz Lea, jakoś ciągle nie mogę się
przyzwyczaić – mruknął Carson i napełnił swój kieliszek. Dea westchnęła
przeciągle.
- Myślałam, że się pochwaliłaś – zwróciła się do
siostry – Widzisz Matt, Lea jest w ciąży.
Lea spuściła głowę, a Matthew’a zamurowało.
Spojrzał z ukosa na Leę, która wyglądała na zrezygnowaną i zmęczoną całą
sytuacją.
- Eee… no tak… - wydusił tylko z siebie, a Dea
prychnęła.
- Tylko tatuśka jakoś nie widać, a Lea nie chce
powiedzieć, który to.
- Jakbym spotkał tego typa, to bym tak mu mordę
obił, że do końca życia patrzyłby w lustro z bólem – mruknął złowieszczo Carson
i pociągnął zdrowo ze swojego kieliszka.
- Ej, nie pij poza kolejką – ofuknęła go Dea. Lea
wyglądała jakby ją zemdliło.
- Przepraszam na chwilę – szybko wstała i schowała
się w kuchni. W głowie Matthew’a trwała gonitwa myśli.
- Matt, nie mniej takiej miny, to problem Lei, nie
twój. Napijmy się za zdrowie jej i dziecka – Dea wzniosła kieliszek. Matthew
upił trochę ze swojego i od razu się skrzywił. Carson wiercił się niecierpliwie
na krześle.
- Może włączę muzykę? Dea, weź idź po Leę. I przestań
trzepać ozorem o tej ciąży, Lea i tak musi się czuć fatalnie – zwrócił się do
siostry, ale ta w geście zupełnej ignorancji, wzruszyła ramionami.
- Dorosła jest. Wiedziała w co się pakuje. Słuchajcie
chłopaki, a może byśmy tak wybrali się do jakiegoś klubu? Rozerwałabym się
trochę. Matt znajdzie się tu jakieś normalne miejsce?
Matthew pokiwał głową choć sam absolutnie nie miał
ochoty na zabawę. Carson jednak szybko podłapał pomysł siostry.
- I to rozumiem! Dobra, to zbieramy się, po co
marnować czas.
- Ty chyba żartujesz?! – Dea spojrzała na brata
jakby na idiotę – Tak mam iść? Muszę się przebrać i umalować, dajcie mi…
- Ze dwie godziny – wszedł jej w słowo Carson i od
razu oberwał po głowie. Matthew uśmiechnął się z wymuszeniem.
- To może ja zapytam czy Lea też ma ochotę iść –
zaproponował i szybko ulotnił się z pokoju, gdzie Dea i Carson nadal sobie
dogryzali.
Lea siedziała w kuchni, skulona i pociągająca
nosem. Matthew chrząknął cicho, chcąc zaznaczyć swą obecność. Z jednej strony
czuł współczucie wobec Lei. Znał sytuację samotnej matki, w jego rodzinie
niestety taka sytuacja miała miejsce, więc wiedział, że nie należy to do
łatwych wyzwań. Jednak z drugiej strony poczuł się, no tak, zdradzony. I
oszukany.
- Dea wpadła na pomysł byśmy poszli do jakiegoś
klubu. Idziesz czy wolisz zostać?
Podświadomie czuł, że nie powinien być wobec niej
szorstki, ale kiedy wyobraził ją sobie z innym mężczyzną krew gotowała mu się
ze złości. Lea spojrzała na niego krótko.
- Jeśli nie masz nic przeciwko to zostanę, nie najlepiej
się czuję.
- Jasne – mruknął tylko i wyszedł. W salonie Dea
nadal kłóciła się z Carsonem, który zdążył opróżnić pół butelki alkoholu i
wyrywał się do zabawy. Dea była w trakcie wyliczania jego wad, kiedy spojrzała
na minę Matthew’a.
- Ej, Matt, wyglądasz jakbyś coś zaległo ci w
żołądku. Co jest grane?
- Nic – odpowiedział szybko. Za szybko by Dea dała
się zwieść. Zeskanowała go spojrzeniem, co wykorzystał Carson, wlewając w
siebie kolejne ilości alkoholu.
- Chyba nie zmartwiłeś się tą ciążą, co? To w końcu
nie ty będziesz musiał bawić tego malucha.
Matthew przemilczał odpowiedź. Zmartwił się i to
bardzo, ale nie mógł się do tego przyznać Dei.
- To idziemy do tego klubu?
- Dajcie mi piętnaście minut i możemy wychodzić.
Nie była to wymarzona impreza sylwestrowa. Klub był
przepełniony, muzyka drażniąco dudniła w uszach. Carson i Dea od razu rzucili
się w wir zabawy, ale Matthew nie potrafił wczuć się w ten imprezowy nastrój.
Musiał wyjaśnić pewną sprawę, która nie dawała mu spokoju. Nie informując ani
Carsona ani Dei wrócił do mieszkania. Do północy pozostało czterdzieści minut.
Dopiero kiedy cicho przekręcił zamek w drzwiach
Matthew zorientował się, że Lea może już spać. Była zmęczona podróżą. No i była
w ciąży. Trudno, nawet jeśli spała Matthew postanowił ją obudzić. Nie
wytrzymałby do rana, chciał jak najszybciej uzyskać wyjaśnienia, które w jego
mniemaniu jak najbardziej mu się należały.
Lea nie spała. Czuwała na jego łóżku przy zapalonej
lampce nocnej. Splotła dłonie na kolanach i westchnęła smutno.
- Nawet gdyby Carson i Dea nie zorganizowali tego
wyjazdu, to i tak bym tu przyjechała – odezwała się cicho. Spojrzała na
Matthew’a i gestem dłoni zaprosiła by usiadł koło niej. Zawahał się chwilę,
starając się trafnie odczytać emocje, jakie nim targały. Był na nią zły, ale
chęć poznania prawdy była silniejsza. Przysiadł na skraju łóżka, zachowując
bezpieczny dystans.
- Wiesz czemu chciałam tu przyjechać?
Domyślał się, ale nie zamierzał powiedzieć tego na
głos. Lea uśmiechnęła się z wymuszeniem.
- Widzisz Matt, kiedyś w jednej z książek
przeczytałam, że „W pewnym momencie życia wszyscy powinniśmy się szaleńczo
mylić”. I tak jest z nami, Matt.
- Nie rozumiem – wrócił do mieszkania po to by
dowiedzieć się jak doszło do tego, że parę miesięcy na świecie miało pojawić
się dziecko Lei. I, co najważniejsze, kto jest jego ojcem. Jej filozoficzne
rozważania tylko pogarszały stan jego i tak już napiętych do granic możliwości
nerwów.
- Nikomu nie powiedziałam kto jest ojcem dziecka,
nawet rodzicom. Wiesz czemu? – zirytowany pokręcił głową – Bo chciałam, żeby to
on pierwszy się dowiedział. I właśnie się dowiaduje.
Matthew wciągnął głośno powietrze, a potem
potrząsnął głową, jakby próbował się ocucić.
- Chcesz mi powiedzieć, że…
- Tak, Matt. Ale nie oczekuję tego, że zwiążesz się
ze mną czy coś w tym stylu. Po prostu masz prawo wiedzieć.
- Lea, ja…
Hałas nie pozwolił mu dokończyć i było to o tyle
zbawienne, bo zupełnie nie wiedział co powiedzieć. Fakt, że to ON jest ojcem
był dla niego jak fabuła fantastycznej książki – odległy i nierealny. A jednak
prawdziwy.
Carson i Dea, podtrzymując się nawzajem, wtargnęli
do sypialni, robiąc przy tym sporo zamieszania.
- Matt! Kochany, jak ja się o ciebie martwiłam –
Dea dosłownie runęła na Matthew’a, który w porę usunął się jej z drogi, tak, że
ostatecznie wylądowała na łóżku. Carson parsknął śmiechem, zataczają się przy
tym lekko.
Lea kiwnęła na Matthew’a, by rozmowę dokończyli w
jakimś spokojniejszym miejscu.
- Ej, a wy dokąd? Zaraz północ, musimy napić się
szampana – Carson czknął i padł na łóżko obok siostry.
- Zaraz wrócimy – Lea uspokoiła brata, który
jeszcze coś tam mamrotał pod nosem, a potem wzięła Matthew’a za rękę i
delikatnie pociągnęła w stronę wyjścia.
- Założę się, że nie wyobrażałeś sobie takiego
zakończenia tego roku – powiedziała, kiedy już znaleźli się w kuchni.
Przytaknął, bo nadal nie znajdywał słów, które były odpowiednie do sytuacji i w
pełni oddawały by jego myśli. Lea uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
- Nie musisz nic mówić, wiem, że to dla ciebie
szok. Nie mogę cię prosić byś udawał, że tej rozmowy nie było, bo nie chodzi tu
tylko o nas, ale też o dziecko…
- Zostań tu ze mną.
Sam się zdziwił, że to powiedział, ale tak właśnie
czuł. Chciał, żeby została z nim w Rosji. Chciał oswoić się z faktem przyszłego
ojcostwa i tylko jej obecność mogła mu pomóc w pełni to odczuć. Dopiero w
tamtym momencie odczuł jakim był idiotą i zadowalał się tylko nielicznymi
spotkaniami w Stanach, kiedy tak naprawdę potrzebował jej stale. Przecież gdyby
okazało się, że ojcem dziecka jest inny mężczyzna to nie zniósłby tego.
- Matt, o czym ty mówisz?
- Chcę, żebyś tu ze mną została. Chcę wziąć
odpowiedzialność za ciebie i za to dziecko. Jeśli nie chcesz by urodziło się w
Rosji, to w odpowiednim czasie wrócimy do Stanów, tylko proszę zostań…
- Już dobrze – Lea położyła dłoń na jego ustach,
przerywając ten krótki monolog – Pozwól mi się zastanowić.
- No gołąbeczki, zaraz północ! – Carson
zmaterializował się w kuchni i na widok wpatrujących się w siebie Matthew’a i
Leę, pogroził im palcem – Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć?
- Jest. Ale nie powiem ci bo zaraz wypaplasz Dei?
- Co mi wypapla? – w kuchni pojawiła się również
Dea, z dość potarganą fryzurą, ziewając głośno. Lea uśmiechnęła się do
Matthew’a porozumiewawczo. Będą musieli powiedzieć rodzinie prawdę, ale tym
martwić się będą jutro. Carson dopadł butelkę z szampanem i po głośnym
odliczaniu wybiła północ. A z nią nowy rok. Nowe kłopoty i niezapomniane
chwile. Nowe wyzwania i porażki. I co najważniejsze nowa przyszłość.
***
Takie tam, właściwie nic specjalnego.
Gościnnie wystąpił Carson więc mam nadzieję, że dało się to jakoś przełknąć.
Za miesiąc Mariusz (chyba).
Pozdrowienia ze słonecznej stolicy.
Takie tam, właściwie nic specjalnego.
Gościnnie wystąpił Carson więc mam nadzieję, że dało się to jakoś przełknąć.
Za miesiąc Mariusz (chyba).
Pozdrowienia ze słonecznej stolicy.
Zawsze piszesz, że nic specjalnego i za każdym razem się mylisz;) Mi się podoba i mam nadzieję, że się wyrobisz.
OdpowiedzUsuńU mnie też słonecznie, ale już ma być jutro deszcz. Może się nie sprawdzi:)
Czekam na 19 czerwca. Pozdrawiam :*
Sasza
Cieszę się, że ci się podoba:) Całe szczęście deszczowe prognozy się nie sprawdziły;-D.
OdpowiedzUsuńA ja nie czekam na 19 czerwca, ale na weekend, bo już padnięta jestem, a to dopiero dwa dni...
Ja to już odliczam do wakacji, bo tyle tych sprawdzianów i kartkówek, że nie wyrabiam. Na szczęście pogoda sprzyja i czekam też na piątek, bo mecz :)
OdpowiedzUsuńPiękne! Jest jakaś szansa, na cd opowieści o Lei i Matthew?
OdpowiedzUsuńRaczej nie. Z założenia każdy post miał być osobną historią o innym siatkarzu, a żadnych kontynuacji nie miałam w planach.
Usuń