19 maja 2014

Matthew


Ktoś wybrał sobie zdecydowanie zły moment na łomotanie do drzwi. Leniwie i z dużym ociąganiem podniósł się z łóżka. Z oknem czaiła się ciemność okraszona światłami tętniącego życiem miasta. Aż przeszedł go dreszcz, gdy pomyślał o mrozie panującym na zewnątrz.
- No przecież idę – mruknął po nosem, kiedy łomotanie nasiliło się. Przypuszczał, że do Grbić wpadł, by wypić z nim symboliczną lampkę szampana. W końcu pasowałoby jakoś uczcić wejście w nowy rok. Tylko nastrój, jaki go ogarną był mało imprezowy.
A poza tym Grbić był dobrze wychowany i nie waliłby tak w biedne drzwi. 
Od tego łomotania rozbolała go głowa, więc szybko przekręcił zamek. Nie zdążył nawet dotknąć klamki, kiedy drzwi otworzyły się na całą szerokość i tłum ludzi wrzasnął: „Niespodzianka!!!”.
Z tym tłumem to może jednak przesada. Były to zaledwie trzy osoby, które wpadły do mieszkania jak tajfun i jedna z nich od razu potknęła się o stojące z boku buty i wpadła na te dwie pozostałe.
- Dea, łazisz jak pokraka!
- Zamknij się Carson, sam łazisz jak po kilku głębszych!
- Przestańcie się na mnie pchać, nie mogę oddychać.
Cała trójka jakoś pozbierała się do pionu, zupełnie na zważając na fakt, że gospodarz mieszkania patrzy na nich z niedowierzaniem, szokiem i nadzieją, że to tylko koszmar, z którego zaraz się obudzi.
- Czołem Matt! Czemu masz minę jakbyś ducha zobaczył? To tylko my – Carson zaśmiał się dźwięcznie, a jedna z towarzyszących mu dziewcząt trąciła się go w ramię.
- I czemu się głupio pytasz? Ja na miejscu Matta też bym miała taką minę, jakbym zobaczyła twoją okropną gębę. To co Matt, znajdzie się dla nas jakiś kąt na kilka dni?
- Kilka dni?!
Matthew odzyskał zdolność mówienia, ale nadal nie mógł uwierzyć, że ta trójka zrobiła nalot na jego mieszkanie. Carson, dobry kumpel z reprezentacji, szczerzył się i świecił zębami. Za nim młodsza siostra Dea omiatała wzrokiem wszystko dookoła, a gałki oczne ruszały się jak szalone. Jej bliźniaczka, Lea, trzymała się odrobinę z tyłu i szybko odwróciła wzrok, kiedy Matthew na nią spojrzał.
- Mówiłam ci Carson, że to durny pomysł z takim niezapowiedzianym przyjazdem, ale ty oczywiście wiesz lepiej. Trudno Matt, jakoś będziesz musiał znieść nasze towarzystwo.
Dea, bez większych ceregieli przepchała się obok Matthew’a i poszła oglądać mieszkanie. Carson uścisnął mu rękę i ruszył śladem siostry. Matthew nadal lekko zdezorientowany całą sytuacją spojrzał na Leę, oczekując wyjaśnienia.
- Przepraszam za nich Matt. Mówiłam im, że trzeba najpierw do ciebie zadzwonić i zapytać czy możemy wpaść, a nie tak zwalać się bez zapowiedzi na głowę, ale wiesz jacy oni są. Carson uparł się, że zrobimy ci niespodziankę. Mam nadzieję, że nie będziemy dużym ciężarem. Zostaniemy tylko dwa dni. Oczywiście, jeśli się zgodzisz.
Lea, mówiąc to, nie patrzyła na Matt’a. Na policzkach miała śliczne rumieńce, trudno było stwierdzić, czy od mrozu, czy to obecność Amerykanina tak na nią działała. Matthew podszedł bliżej i delikatnie przytulił ją do siebie.
- Fajnie, cię znów widzieć Lea.
Z całego rodzeństwa to właśnie ona była osobą, do której Matthew pałał największą sympatią. Co prawda z Carsonem spędzał więcej czasu podczas zgrupowań reprezentacji, ale z jego młodszą siostrą miał lepszy kontakt.
Lea cechowała się większym rozsądkiem niż jej siostra bliźniaczka, która impulsywna i bezpośrednia często pakowała się w kłopoty. I choć z wyglądu wyglądały jak dwie krople wody, to w oczach Matthew’a Lea zawsze była tą ładniejszą. Jej oczy wyrażały szczerość i otwartość, a uśmiech nie jednego powaliłby na kolana.
- Też się cieszę Matt – powiedziała cicho i lekko odepchnęła go od siebie – To jak możemy zostać?
- Jasne – Matthew wskazał dłonią by weszła dalej. Jak się okazało Dea już zdążyła porozrzucać rzeczy z walizki po całym pomieszczeniu i zapoznaniu się z barkiem. Carson rozwalił się na kanapie i przerzucał kanały w telewizji, krzywiąc się co chwila.
- Rozgośćcie się – mruknął pod nosem Matthew, a Lea zachichotała cicho.
- Matt, gdzie masz kieliszki? I w ogóle za mało masz tych butelek, dobrze, że przywieźliśmy swoje, bo by zabrakło – Dea rzuciła się w kierunku torby brata i zaczęła wypakowywać cały alkoholowy arsenał jaki ze sobą przywieźli. Matthew patrzył na to coraz większymi oczami.
- Jak im się udało to przemycić na lotnisku? – zwrócił się Lei, która kręciła potępiająco głową, na zachowanie siostry.
- Kupili to na miejscu – wyjaśniła krótko i zdjęła kurtkę. Dopiero wtedy Matthew zauważył, że zrobiła się jakaś krąglejsza, a na jej twarzy pojawiły się oznaki zmęczenia.
- Matt, czy tu nie ma normalnych kanałów? Wszędzie trajkocą po rosyjsku.
- Bo to Rosja Carson. Napijesz się ciepłej herbaty? – zwrócił się do Lei, która ochoczo kiwnęła głową. Matthew zaprowadził ją do kuchni, na moment odcinając się od zgiełku jaki powodowali Carson i Dea.
- Musieliście zaplanować ten wyjazd już wczesniej. Przecież potrzebne były wizy i w ogóle.
- To prawda – przytaknęła Lea siadając na krześle – Carson wpadł na ten pomysł tuż po zakończeniu sezonu reprezentacyjnego. A Dea załatwiła wszystkie formalności. Wiesz współczuję tym urzędnikom, którzy musieli się z nią użerać – zachichotali oboje. Dea należała do osób, które uważają, że nie ma rzeczy niemożliwych, a w przypadku jakichkolwiek trudności, zagryzą byle tylko uzyskać swój cel.
- A Carson to nie powinien być w Polsce?
- Pewnie powinien, ja do jego kariery już dawno przestałam się wtrącać. Sam dobrze wiesz, że on nikogo w tej kwestii nie słucha.
- No tak – przytaknął Matthew stawiając przed Leą kubek z parującą herbatą – Nasza ulubiona malinowa. Nawet nie wiesz po ilu sklepach musiałem się nachodzić, żeby ją dostać.
Lea uśmiechnęła się jakoś tak smutno i tęsknie, ale Matthew nie zauważył tego zajęty grzebaniem w szafce.
- Chyba mam za mało jedzenia na nas czworo – stwierdził drapiąc się po głowie, ale Lea uspokajająco machnęła ręką.
- Nie martw się, Dea też o to zadbała, w końcu nie służy jej picie na pusty żołądek.
- Faktycznie – Matthew powrócił pamięcią do licznych imprez, na który Dea dawała popis swoich alkoholowych możliwości.
- Aż dziwne, że chciało wam się przyjeżdżać do tej zimnej Rosji, kiedy w Kalifornii trwa taka gorąca impreza – zauważył, wspominając jedynego Sylwestra, którego tam spędził i który obfitował w tyle atrakcji, że głowa bolała go jeszcze przez następne dwa dni.
- Dea uznała, że potrzebuje jakiś nowych doświadczeń, a Carson stwierdził, że jego kumpel nie powinien być w taki dzień sam w zupełnie obcym kraju.  I tu się z nim zgadzam, nie powinieneś być sam… To znaczy… Bardzo dobra ta herbata – Lea zarumieniła się i szybko upiła łyk herbaty. Matthew uśmiechnął się lekko. Chciał coś powiedzieć, ale do kuchni wpadła Dea.
- A tu się ukryłyście robaczki. Chodźcie, ja i Carson waśnie zaczynamy imprezę – machnęła na nich ręką, by poszli za nią. Lea uśmiechnęła się niepewnie.
- Chyba będziesz miał przez nas przekichane u sąsiadów.
- Trudno – Matthew wzruszył ramionami – Dla takiego towarzystwa warto – dodał uśmiechając się szeroko, czy spowodował ponowne zakłopotanie na twarzy Lei.  
W salonie Dea poustawiała już butelki na stoliku, a Carson zajmował się podłączeniem sprzętu grającego. Kiedy zobaczył Matthew’a uśmiechnął się konspiracyjnie.
- Ej, Matt – odezwał się głośnym szeptem – Nie dałoby się załatwić jakiś panienek – uniósł brwi z nadzieją, za co dostał od siostry po głowie.
- Ty zboczeńcu, ja ci dam panienki! – Dea postanowiła poznęcać się nad bratem, ale ten szybko jej umknął.
- Odwal się Dea, mężczyzna ma swoje potrzeby.
- Idź i załatwiaj swoje potrzeby gdzie indziej.
- Widzisz Matt, z tymi kobietami nie da się wytrzymać. Mówię ci nie daj się żadnej usidlić bo marnie skończysz.
Dea fuknęła coś pod nosem, a Carson wyszczerzył się do siostry. Lea tylko bezradnie wzruszyła ramionami. Matthew pokręcił głową. Już zapomniał jak rodzeństwo lubi sobie docinać na każdym kroku.
- Siadajcie, a ty Carson zajmij się tym czym potrafisz najlepiej. Polej nam.
Carson prychnął pod nosem i wziął od siostry butelkę. Matthew i Lea usiedli przy stole, rzucając co chwila porozumiewawcze spojrzenia. Carson najpierw nalał szczodrze Dei, potem koledze z reprezentacji, a kiedy sięgał po kieliszek przeznaczony dla Lei, Dea trzepnęła go po dłoni.
- Oszalałeś? Przecież nasza mamuśka nie może pić.
Lea spłonęła rumieńcem jak piwonia i wyglądała jakby chciała umknąć z pokoju jak najszybciej. Matthew, lekko zdezorientowany tą informacją, popatrzył na Deę oczekując wyjaśnienia.
- Wybacz Lea, jakoś ciągle nie mogę się przyzwyczaić – mruknął Carson i napełnił swój kieliszek. Dea westchnęła przeciągle.
- Myślałam, że się pochwaliłaś – zwróciła się do siostry – Widzisz Matt, Lea jest w ciąży.
Lea spuściła głowę, a Matthew’a zamurowało. Spojrzał z ukosa na Leę, która wyglądała na zrezygnowaną i zmęczoną całą sytuacją.
- Eee… no tak… - wydusił tylko z siebie, a Dea prychnęła.
- Tylko tatuśka jakoś nie widać, a Lea nie chce powiedzieć, który to.
- Jakbym spotkał tego typa, to bym tak mu mordę obił, że do końca życia patrzyłby w lustro z bólem – mruknął złowieszczo Carson i pociągnął zdrowo ze swojego kieliszka.
- Ej, nie pij poza kolejką – ofuknęła go Dea. Lea wyglądała jakby ją zemdliło.
- Przepraszam na chwilę – szybko wstała i schowała się w kuchni. W głowie Matthew’a trwała gonitwa myśli.
- Matt, nie mniej takiej miny, to problem Lei, nie twój. Napijmy się za zdrowie jej i dziecka – Dea wzniosła kieliszek. Matthew upił trochę ze swojego i od razu się skrzywił. Carson wiercił się niecierpliwie na krześle.
- Może włączę muzykę? Dea, weź idź po Leę. I przestań trzepać ozorem o tej ciąży, Lea i tak musi się czuć fatalnie – zwrócił się do siostry, ale ta w geście zupełnej ignorancji, wzruszyła ramionami.
- Dorosła jest. Wiedziała w co się pakuje. Słuchajcie chłopaki, a może byśmy tak wybrali się do jakiegoś klubu? Rozerwałabym się trochę. Matt znajdzie się tu jakieś normalne miejsce?
Matthew pokiwał głową choć sam absolutnie nie miał ochoty na zabawę. Carson jednak szybko podłapał pomysł siostry.
- I to rozumiem! Dobra, to zbieramy się, po co marnować czas.
- Ty chyba żartujesz?! – Dea spojrzała na brata jakby na idiotę – Tak mam iść? Muszę się przebrać i umalować, dajcie mi…
- Ze dwie godziny – wszedł jej w słowo Carson i od razu oberwał po głowie. Matthew uśmiechnął się z wymuszeniem.
- To może ja zapytam czy Lea też ma ochotę iść – zaproponował i szybko ulotnił się z pokoju, gdzie Dea i Carson nadal sobie dogryzali.
Lea siedziała w kuchni, skulona i pociągająca nosem. Matthew chrząknął cicho, chcąc zaznaczyć swą obecność. Z jednej strony czuł współczucie wobec Lei. Znał sytuację samotnej matki, w jego rodzinie niestety taka sytuacja miała miejsce, więc wiedział, że nie należy to do łatwych wyzwań. Jednak z drugiej strony poczuł się, no tak, zdradzony. I oszukany.
- Dea wpadła na pomysł byśmy poszli do jakiegoś klubu. Idziesz czy wolisz zostać?
Podświadomie czuł, że nie powinien być wobec niej szorstki, ale kiedy wyobraził ją sobie z innym mężczyzną krew gotowała mu się ze złości. Lea spojrzała na niego krótko.
- Jeśli nie masz nic przeciwko to zostanę, nie najlepiej się czuję.
- Jasne – mruknął tylko i wyszedł. W salonie Dea nadal kłóciła się z Carsonem, który zdążył opróżnić pół butelki alkoholu i wyrywał się do zabawy. Dea była w trakcie wyliczania jego wad, kiedy spojrzała na minę Matthew’a.
- Ej, Matt, wyglądasz jakbyś coś zaległo ci w żołądku. Co jest grane?
- Nic – odpowiedział szybko. Za szybko by Dea dała się zwieść. Zeskanowała go spojrzeniem, co wykorzystał Carson, wlewając w siebie kolejne ilości alkoholu.
- Chyba nie zmartwiłeś się tą ciążą, co? To w końcu nie ty będziesz musiał bawić tego malucha.
Matthew przemilczał odpowiedź. Zmartwił się i to bardzo, ale nie mógł się do tego przyznać Dei.
- To idziemy do tego klubu?
- Dajcie mi piętnaście minut i możemy wychodzić.

Nie była to wymarzona impreza sylwestrowa. Klub był przepełniony, muzyka drażniąco dudniła w uszach. Carson i Dea od razu rzucili się w wir zabawy, ale Matthew nie potrafił wczuć się w ten imprezowy nastrój. Musiał wyjaśnić pewną sprawę, która nie dawała mu spokoju. Nie informując ani Carsona ani Dei wrócił do mieszkania. Do północy pozostało czterdzieści minut.
Dopiero kiedy cicho przekręcił zamek w drzwiach Matthew zorientował się, że Lea może już spać. Była zmęczona podróżą. No i była w ciąży. Trudno, nawet jeśli spała Matthew postanowił ją obudzić. Nie wytrzymałby do rana, chciał jak najszybciej uzyskać wyjaśnienia, które w jego mniemaniu jak najbardziej mu się należały.
Lea nie spała. Czuwała na jego łóżku przy zapalonej lampce nocnej. Splotła dłonie na kolanach i westchnęła smutno.
- Nawet gdyby Carson i Dea nie zorganizowali tego wyjazdu, to i tak bym tu przyjechała – odezwała się cicho. Spojrzała na Matthew’a i gestem dłoni zaprosiła by usiadł koło niej. Zawahał się chwilę, starając się trafnie odczytać emocje, jakie nim targały. Był na nią zły, ale chęć poznania prawdy była silniejsza. Przysiadł na skraju łóżka, zachowując bezpieczny dystans.
- Wiesz czemu chciałam tu przyjechać?
Domyślał się, ale nie zamierzał powiedzieć tego na głos. Lea uśmiechnęła się z wymuszeniem.
- Widzisz Matt, kiedyś w jednej z książek przeczytałam, że „W pewnym momencie życia wszyscy powinniśmy się szaleńczo mylić”. I tak jest z nami, Matt.
- Nie rozumiem – wrócił do mieszkania po to by dowiedzieć się jak doszło do tego, że parę miesięcy na świecie miało pojawić się dziecko Lei. I, co najważniejsze, kto jest jego ojcem. Jej filozoficzne rozważania tylko pogarszały stan jego i tak już napiętych do granic możliwości nerwów.
- Nikomu nie powiedziałam kto jest ojcem dziecka, nawet rodzicom. Wiesz czemu? – zirytowany pokręcił głową – Bo chciałam, żeby to on pierwszy się dowiedział. I właśnie się dowiaduje.
Matthew wciągnął głośno powietrze, a potem potrząsnął głową, jakby próbował się ocucić.
- Chcesz mi powiedzieć, że…
- Tak, Matt. Ale nie oczekuję tego, że zwiążesz się ze mną czy coś w tym stylu. Po prostu masz prawo wiedzieć.
- Lea, ja…
Hałas nie pozwolił mu dokończyć i było to o tyle zbawienne, bo zupełnie nie wiedział co powiedzieć. Fakt, że to ON jest ojcem był dla niego jak fabuła fantastycznej książki – odległy i nierealny. A jednak prawdziwy.
Carson i Dea, podtrzymując się nawzajem, wtargnęli do sypialni, robiąc przy tym sporo zamieszania.
- Matt! Kochany, jak ja się o ciebie martwiłam – Dea dosłownie runęła na Matthew’a, który w porę usunął się jej z drogi, tak, że ostatecznie wylądowała na łóżku. Carson parsknął śmiechem, zataczają się przy tym lekko.
Lea kiwnęła na Matthew’a, by rozmowę dokończyli w jakimś spokojniejszym miejscu.
- Ej, a wy dokąd? Zaraz północ, musimy napić się szampana – Carson czknął i padł na łóżko obok siostry.
- Zaraz wrócimy – Lea uspokoiła brata, który jeszcze coś tam mamrotał pod nosem, a potem wzięła Matthew’a za rękę i delikatnie pociągnęła w stronę wyjścia.
- Założę się, że nie wyobrażałeś sobie takiego zakończenia tego roku – powiedziała, kiedy już znaleźli się w kuchni. Przytaknął, bo nadal nie znajdywał słów, które były odpowiednie do sytuacji i w pełni oddawały by jego myśli. Lea uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
- Nie musisz nic mówić, wiem, że to dla ciebie szok. Nie mogę cię prosić byś udawał, że tej rozmowy nie było, bo nie chodzi tu tylko o nas, ale też o dziecko…
- Zostań tu ze mną.
Sam się zdziwił, że to powiedział, ale tak właśnie czuł. Chciał, żeby została z nim w Rosji. Chciał oswoić się z faktem przyszłego ojcostwa i tylko jej obecność mogła mu pomóc w pełni to odczuć. Dopiero w tamtym momencie odczuł jakim był idiotą i zadowalał się tylko nielicznymi spotkaniami w Stanach, kiedy tak naprawdę potrzebował jej stale. Przecież gdyby okazało się, że ojcem dziecka jest inny mężczyzna to nie zniósłby tego.
- Matt, o czym ty mówisz?
- Chcę, żebyś tu ze mną została. Chcę wziąć odpowiedzialność za ciebie i za to dziecko. Jeśli nie chcesz by urodziło się w Rosji, to w odpowiednim czasie wrócimy do Stanów, tylko proszę zostań…
- Już dobrze – Lea położyła dłoń na jego ustach, przerywając ten krótki monolog – Pozwól mi się zastanowić.
- No gołąbeczki, zaraz północ! – Carson zmaterializował się w kuchni i na widok wpatrujących się w siebie Matthew’a i Leę, pogroził im palcem – Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć?
- Jest. Ale nie powiem ci bo zaraz wypaplasz Dei?
- Co mi wypapla? – w kuchni pojawiła się również Dea, z dość potarganą fryzurą, ziewając głośno. Lea uśmiechnęła się do Matthew’a porozumiewawczo. Będą musieli powiedzieć rodzinie prawdę, ale tym martwić się będą jutro. Carson dopadł butelkę z szampanem i po głośnym odliczaniu wybiła północ. A z nią nowy rok. Nowe kłopoty i niezapomniane chwile. Nowe wyzwania i porażki. I co najważniejsze nowa przyszłość.  

*** 
Takie tam, właściwie nic specjalnego.  
Gościnnie wystąpił Carson więc mam nadzieję, że dało się to jakoś przełknąć. 
Za miesiąc Mariusz (chyba).
Pozdrowienia ze słonecznej stolicy. 

5 komentarzy:

  1. Zawsze piszesz, że nic specjalnego i za każdym razem się mylisz;) Mi się podoba i mam nadzieję, że się wyrobisz.
    U mnie też słonecznie, ale już ma być jutro deszcz. Może się nie sprawdzi:)
    Czekam na 19 czerwca. Pozdrawiam :*
    Sasza

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że ci się podoba:) Całe szczęście deszczowe prognozy się nie sprawdziły;-D.
    A ja nie czekam na 19 czerwca, ale na weekend, bo już padnięta jestem, a to dopiero dwa dni...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja to już odliczam do wakacji, bo tyle tych sprawdzianów i kartkówek, że nie wyrabiam. Na szczęście pogoda sprzyja i czekam też na piątek, bo mecz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne! Jest jakaś szansa, na cd opowieści o Lei i Matthew?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie. Z założenia każdy post miał być osobną historią o innym siatkarzu, a żadnych kontynuacji nie miałam w planach.

      Usuń